sobota, 29 sierpnia 2015

Popol Vuh

Popol Vuh. Księga Majów
o początkach życia oraz
chwale bogów i władców

Autor: Dennis Tedlock
Tłumaczenie: Izabela Szybilska

TUTAJ, W MIEJSCU ZWANYM QUICHÉ, bierze
początek Pradawne Słowo. Tutaj właśnie spiszemy
i zaszczepimy Pradawne Słowo, które jest mocą
i źródłem wszystkiego, co dokonało się w twierdzy Quiché,
w narodzie Quiché.
Tutaj też przedstawimy, objawimy i opowiemy to, jak rzeczy
okryły się cieniem i wyszły na światło za sprawą
Stwórcy, Twórcy,
zwanego Posiadaczem, Rodzicielem,
Hunahpu-Oposem, Hunahpu-Kojotem,
Wielkim Białym Pekari, Ostronosem,
Wszechwładnym Wężem Upierzonym,
Sercem Jeziora, Sercem Morza,
twórcą naczynia, twórcą misy, jak się ich zwie,
również nazywani i określani jako
akuszerka, swat
o imieniu Xpiyacoc, Xmucane,
obrońca, opiekun,
po dwakroć akuszerka i po dwakroć swat,
jak zostało powiedziane słowami Quiché. Oni wszystko wyjaśnili
— a także uczynili — jako istoty oświecone, oświeconymi słowami. Będziemy opowiadać o tym pośród kazań bożych,
obecnie w chrześcijaństwie. Ujawnimy to, gdyż już nie istnieje
miejsce, aby zobaczyć ją — Księgę Rady,
miejsce, by ujrzeć „Światło, które przybyło
znad morza”,
ślad po „Naszym miejscu pośród cieni”,
miejsce, by dostrzec „Świt życia”,
jak ją zwą. Istnieje oryginalna księga i pismo starodawne, lecz
ten, który je odczytuje i ocenia, ukrywa swą tożsamość. Potrzeba
długich rachub i obliczeń, by dokonać rozświetlenia
całego nieba-ziemi:
wyznaczając cztery strony, cztery punkty
narożne,
odmierzając, wbijając po cztery paliki,
przepoławiając sznur, napinając go
na niebie, na ziemi,
cztery strony, cztery punkty narożne, jak się
powiada,
za sprawą Stwórcy, Twórcy,
matki-ojca życia, gatunku ludzkiego,
dawcy oddechu, dawcy serca,
posiadacza, wychowawcy w świetle, które trwa,
tych zrodzonych w świetle, spłodzonych w świetle;
zatroskanego, wiedzącego wszystko, cokolwiek
to jest:
nieba-ziemi, jeziora-morza.
OTO JEST RELACJA, oto ona.
Wszystko jeszcze wciąż faluje, teraz mruczy,
drży, jeszcze wzdycha, szumi i rozciąga się pustką
pod niebem.
A oto nadchodzą pierwsze słowa, pierwszy dar wymowy.
Nie ma jeszcze ani jednej osoby, zwierzęcia, ptaka, ryby, kraba,
drzewa, kamienia, dołu, jaru, łąki, lasu. Istnieje tylko niebo;
oblicze Ziemi jest niewyraźne. Jedynie morze rozlewa się pod
niebem; nie ma nic, co by się razem zebrało. Trwa w spokoju;
nic go nie zakłóca. Waha się, spoczywa w ciszy pod niebem.
Jeżeli coś istnieje, to nie tam: tylko rozlane wody, jedynie
spokojne morze, tylko ono jest rozlane.
Jeżeli coś istnieje, to nie tam: tylko pomruki, falowanie
w ciemnościach, w nocy. Jedynie sam Stwórca, Twórca,
Wszechwładny Wąż Upierzony, Posiadacze, Rodziciele znajdują
się w wodzie, przebłyskuje światło. Są tam, okryci piórami
kwezala o błękitnozielonej barwie.
Oto jest imię, Wąż Upierzony. To wielcy mędrcy, wielcy
znawcy samego istnienia.
Oczywiście jest też niebo, a także Serce Nieba. To imię boga,
jak zostało powiedziane.
A potem nadeszło jego słowo, przyszło do Wszechwładnego
Węża Upierzonego, w tych oto ciemnościach, wczesnym świtem.
[Bóg] przemówił do Wszechwładnego Węża Upierzonego,
a następnie rozmawiali, dumali i zatroskali się. Zgadzali
się ze sobą, wymieniali słowami, myślami. Potem już wszystko
było jasne, doszli do porozumienia co do światła, droga dla ludzkości była otwarta, wówczas poczęli życie, drzewa, krzewy,
rozwój życia, gatunku ludzkiego, w mroku, przed świtem,
a wszystko dzięki Sercu Nieba, zwanemu Huraganem. Piorun-
Huragan idzie pierwszy, drugi jest Nowo Narodzony
Piorun i jako trzeci podąża Nagły Piorun.
Trzech bogów, a także Serce Nieba przyszło do Wszechwładnego
Węża Upierzonego, gdy podjęli decyzję o świcie życia:
— Jak powinno odbyć się sianie i świtanie? Kto powinien
być żywicielem, opiekunem?
— Niech będzie tak, pomyśl: te wody należy usunąć, opróżnić
pod ukształtowanie płaszczyzny i platformy ziemskiej, potem
nadejdzie czas siania, świtu nieba-ziemi. Jednak nie będzie
wielkich dni ani jasnej pochwały dla naszej pracy, naszego
zamysłu, jeżeli nie rozwinie się ludzki twór i zamysł — rzekli.
Wtedy za ich sprawą wyrosła Ziemia, a wystarczyło ich
słowo, aby to się stało. Żeby stworzyć Ziemię, rzekli: „Ziemia”.
Wypiętrzyła się nagle niczym chmura, jak mgła przybierając
kształt, rozwijając się.
Potem rozdzielili góry od wody, a wszystkie wzniesienia
pojawiły się w jednej chwili. Dzięki swojemu geniuszowi,
swojej nadzwyczajności ziścili zamysł gór i równin, których
oblicze wnet pokryło się gajami cyprysowymi i sosnowymi.
To się spodobało Wężowi Upierzonemu:
— Dobrze, żeście przybyli, Serce Nieba, Huraganie, Nowo
Narodzony Piorunie i Nagły Piorunie. Nasza praca i nasz
zamysł się powiodą — powiedział.
Najpierw Ziemia została ukształtowana w postaci górrównin.
Wydzielone zostały koryta wody; ich odnogi wiły
własne szlaki przez góry. Wody się rozstąpiły, gdy pojawiły
się wielkie góry.
Tak wyglądało tworzenie Ziemi, dokonane przez Serce
Nieba, Serce Ziemi, których tak się nazywa, gdyż jako pierwsi
ją zapłodnili. Niebo zostało wydzielone i Ziemia została
wydzielona spośród wód.
Taki był ich zamysł, gdy myśleli, gdy troskali się o ukończenie
swojego dzieła.
TERAZ OBMYŚLILI ZWIERZĘTA GÓRSKIE, wszelkich
leśnych strażników, stworzenia gór: jelenie,
ptaki, pumy, jaguary, węże, grzechotniki, żmije,
obrońców buszu.
Posiadacz, Rodziciel przemawiają:
— Po co nam ten bezcelowy szum? Dlaczego pod drzewami
i krzewami miałby rozlegać się jedynie szelest?
— Zaiste powinny mieć opiekunów — odparli inni. Gdy
tylko o tym pomyśleli i to wypowiedzieli, pojawiły się jelenie
i ptaki.
A wtedy dali schronienie jeleniom i ptakom:
— O wy, jelenie! Śpijcie nad rzekami, w jarach. Przebywajcie
tu na łąkach, w zaroślach, w lasach, rozmnażajcie się.
Będziecie stać i chodzić na czterech nogach — powiedziano im.
Następnie stworzyli gniazda dla ptaków, małych i wielkich:
— O wy, drogie ptaki! Wasze gniazda, wasze domy są na
drzewach, w krzewach. Rozmnażajcie się tam, rozprzestrzeniajcie
w konarach drzew, gałązkach krzewów — powiedziano
jeleniom i ptakom.
Gdy to uczyniono, każde ze zwierząt otrzymało miejsce do
spania i bytowania. Właśnie dlatego legowiska zwierząt, darowane
przez Posiadacza, Rodziciela, znajdują się na Ziemi.
Teraz sprawa jeleni i ptaków była ukończona.
WTEDY STWÓRCA, TWÓRCA, POSIADACZ, RODZICIEL
powiedzieli jeleniom i ptakom:
— Przemówcie, rozmawiajcie. Nie beczcie, nie
krzyczcie. Prosimy, mówcie do siebie nawzajem, w obrębie
każdego gatunku, w obrębie każdej grupy — powiedziano jeleniom,
ptakom, pumie, jaguarowi, wężowi.
— Wymówcie nasze imiona, wychwalajcie nas. Jesteśmy
waszą matką, jesteśmy waszym ojcem. Powiedzcie:
„Huraganie,
Nowo Narodzony Piorunie, Nagły Piorunie,
Serce Nieba, Serce Ziemi,
Stwórco, Twórco,
Posiadaczu, Rodzicielu”.
Mówicie, módlcie się do nas, czcijcie nasze dni — powiedziano
im. Okazało się jednak, że nie mówią jak ludzie: skrzeczały
jedynie, szczekały i tylko wyły. Nie było wiadomo, jakim językiem
mówią; każde wydawało inny odgłos. Gdy Stwórca,
Twórca to usłyszeli:
— Nie udał się w pełni nasz zamysł, nie mówią — powiedzieli
między sobą. — Nie udało się sprawić, że wypowiedzą
nasze imiona. A ponieważ to my ich zbudowaliśmy i wyrzeźbiliśmy,
to nie wystarczy — Posiadacze i Rodziciele powiedzieli
innym bogom. Zwrócili się więc do nich [zwierząt]:
— Trzeba was po prostu przekształcić. Ponieważ nie
udało się nam w pełni i nie mówicie, zmieniliśmy zdanie.
— To, czym się żywicie, to, co jecie, miejsca, gdzie śpicie,
miejsca, gdzie przebywacie, cokolwiek do was należy, pozostanie
w wąwozach, w lasach. Okazało się jednak, że nie czcicie
naszych dni, nie modlicie się do nas. Wciąż jednak jest nadzieja w czcicielu dni, wznosicielu pochwał, którego musimy
jeszcze stworzyć. Po prostu zgódźcie się na podległość,
niech wasze mięso służy jako jedzenie.
— Niech tak będzie, tak musi wyglądać wasza służba —
powiedziano im i zostały pouczone — zwierzęta, małe i wielkie,
[żyjące] na powierzchni ziemi.
Potem zapragnęli jeszcze raz poddać próbie swoją miarę
czasu, chcieli ponownie podjąć wysiłek, jeszcze raz przygotować
kult dni. Nie usłyszeli od zwierząt swojej mowy; nie
stała się tym, czym miała być, [jej tworzenie] nie zostało zakończone.
Zatem ich mięso spadło nisko: służyły, były zjadane, były
zabijane — zwierzęta [żyjące] na powierzchni ziemi.
I ZNOWU STWÓRCA, TWÓRCA, POSIADACZ, RODZICIEL
PODEJMUJĄ PRÓBĘ NAD LUDZKIM
TWOREM, ludzkim zamysłem:
— Należy jeszcze raz tego spróbować. Zbliża się czas sadzenia
i świtania. Po to właśnie musimy stworzyć żywiciela,
opiekuna. W jaki inny sposób możemy być wzywani i pamiętani
na powierzchni ziemi? Już podjęliśmy pierwszą próbę
w związku z naszym tworem i zamysłem, ale okazało się,
że [zwierzęta] nie czczą naszych dni i nie wysławiają nas.
— Postarajmy się tym razem stworzyć wznosiciela pochwał,
dawcę szacunku, opiekuna, żywiciela — rzekli.
Wówczas nadeszła pora budowania i tworzenia w ziemi
i mule. Ukształtowali ciało, lecz nie spodobało im się ono.
Rozdzielało się tylko, kruszyło, rozluźniało, miękło, rozpadało
i rozpuszczało. Głowa także się nie obracała. Twarz była wykrzywiona, twarz była tylko powykręcana. Nie mogła się
rozejrzeć. Na początku mówiła, ale nie było w tym sensu.
Szybko rozpuściła się w wodzie.
— Nie przetrwa — orzekli wtedy budowniczy i rzeźbiarz.
— Wydaje się, że się kurczy, niech więc się tak stanie. Nie
potrafi chodzić i nie potrafi się rozmnażać, niech zatem będzie
jedynie myślą — stwierdzili.
Zniszczyli więc [człowieka z mułu] i znowu zastanowili się
nad swoim tworem i zamysłem. Zaczęli się naradzać:
— Jakiż twór możemy ukształtować, żeby z powodzeniem
czcił nasze dni i modlił się do nas? — rzekli. Potem znowu
mieli plan:
— Powiedzmy Xpiyacocowi, Xmucane, Hunahpu-Oposowi,
Hunahpu-Kojotowi, żeby spróbowali rachuby dni, rachunku
losów — powiedzieli do siebie budowniczy i rzeźbiarz. Później
wezwali Xpiyacoca i Xmucane.
NASTĘPNIE DOCHODZI DO NAZWANIA TYCH,
KTÓRZY SĄ NAJWAŻNIEJSZYMI JASNOWIDZAMI:
„Babki Dnia, Babki Światła”, jak nazwali ich
Stwórca, Twórca. Oto są imiona Xpiyacoca i Xmucane.
Gdy Huragan przemówił do Wszechwładnego Węża Upierzonego,
wezwali szamanów, wróżbitów, najważniejszych jasnowidzów:
— Wciąż musimy odkryć, dowiedzieć się, jak ukształtować
osobę, jak ponownie stworzyć człowieka, żywiciela, opiekuna,
do tego się nas wzywa i za to nagradza, a naszą nagrodą
są słowa:
Akuszerko, swacie,
nasza babko, nasz dziadku,
Xpiyacocu, Xmucane,
niech nastanie sadzenie, niech nastanie świtanie
naszej chwały, naszego żywienia, naszego
uznania
za sprawą ludzkiego tworu, ludzkiego zamysłu,
ludzkiej postaci, ludzkiej formy.
Niech tak będzie, zadośćuczyńcie swoim
imionom:
Hunahpu-Oposie, Hunahpu-Kojocie,
Po dwakroć Posiadaczu, po dwakroć
Rodzicielu,
Wielki Pekari, Wielki Ostronosie,
szlifierzu, jubilerze,
snycerzu, stolarzu,
twórco naczynia, twórco misy,
twórco kadzidła, mistrzu rzemiosła,
Babko Dnia, Babko Światła.
Wezwano was z powodu naszej pracy, naszego zamysłu. Unieście
dłonie ponad ziarna kukurydzy, ponad nasiona drzewa koralowego,
dokonajcie tego, niech ukaże się to, czy powinniśmy
wyryć i wyżłobić usta, twarz w drewnie — rzekli szamanom.
Potem dokonuje się zapożyczanie, rachunek dni; ręka porusza
się ponad ziarnami kukurydzy, ponad nasionami drzewa
koralowego, dniami, losami.
Następnie przemówili do nich, jedno z nich to babka, drugie
— dziadek.
Oto jest dziadek, oto mistrz koralowych nasion: jego imię
Xpiyacoc.
A oto jest babka, szamanka, wróżbitka, która staje za innymi:
jej imię Xmucane.
Przemówili, gdy obliczyli dni:
Niech zostanie znalezione, niech zostanie
odkryte,
powiedz to, nasze ucho nasłuchuje,
obyś mówił, obyś powiedział,
znajdź drewno do żłobienia i rzeźbienia
za sprawą budowniczego, rzeźbiarza.
Czy ma to być żywiciel, opiekun,
gdy chodzi o sianie, świtanie?
O wy, ziarna kukurydzy, wy, nasiona
koralowe,
o wy, dni, wy losy:
oby wam się udało, obyście były dokładne,
— rzekli ziarnom kukurydzy, nasionom koralowym, dniom,
losom. — Wstydź się, o ty, tam na górze, Serce Nieba: nie
próbuj oszukiwać przed ustami i obliczem Wszechwładnego
Węża Upierzonego — powiedzieli. Potem już rzekli na temat:
— Dobrze, że powstaną wasze kukły, drewniane stworzenia,
rozmawiające, mówiące, tam na powierzchni ziemi.
— Niech się stanie — odparli. A w chwili, gdy przemówili,
stało się: kukły, drewniane stworzenia, ludzkie z wyglądu,
ludzkie w mowie.
Tak wyglądało zaludnianie powierzchni ziemi:
Zostali powołani do życia, rozmnażali się; miały córki,
miały synów te kukły, drewniane stworzenia. Ale w ich sercach
nie istniało nic i pustka była w ich umysłach, nie było
tam pamięci dla budowniczego i rzeźbiarza. Po prostu chodzili
i spacerowali, gdzie chcieli. Teraz już nie pamiętali o Sercu
Nieba.
Więc upadli, nic tylko kolejna próba i nic tylko koniec
gatunku ludzkiego. Na początku mówili, lecz ich twarze były
suche. Ich nogi i ramiona nie były jeszcze rozwinięte. Nie
mieli krwi, nie mieli limfy. Nie mieli potu, tłuszczu. Ich cera
była sucha, ich twarze kruche. Wymachiwali nogami i ramionami,
ich ciała były zdeformowane.
Nic nie zdziałali przed obliczem Stwórcy, Twórcy, którzy
dali im życie, dali im serce. Stali się pierwszymi istotami zaludniającymi
powierzchnię ziemi.
I ZNOWU NADCHODZI UPOKORZENIE, zniszczenie
i zburzenie. Kukły, drewniane stworzenia zostały
zabite, gdy Serce Nieba zesłał na nie potop.
Dokonała się wielka powódź; spłynęła po głowach kukieł,
drewnianych stworzeń.
Ciało mężczyzny było wyrzeźbione z drewna drzewa koralowego
przez Stwórcę, Twórcę. Dla kobiecego ciała zaś
Stwórca, Twórca ukształtowali serca z sitowia. Jednak ludzie
nie byli pojętni, nie przemówili również przed budowniczym
i rzeźbiarzem, którzy ich stworzyli, dając im życie, zostali
więc zabici, zatopieni przez powódź:
Nadszedł żywiczny deszcz z nieba.
Nadszedł ten o imieniu Rozłupywacz Twarzy: wyłupał im
oczy.
Nadszedł Nagły Nacinacz Żył: odgryzł im głowy.
Nadszedł Miażdżący Jaguar: pożarł ich mięso.
Nadszedł Szarpiący Jaguar: rozdarł ich ciała.
Zostali utarci aż po kości i ścięgna, rozgnieceni i sproszkowani
aż po kości. Ich twarze zostały zmiażdżone, ponieważ
nie wykazali się umiejętnością przed swoją matką i swoim ojcem,
Sercem Nieba, zwanym Huraganem. Ziemia z tego powodu
poczerniała: rozpętała się czarna burza, deszcz padał
cały dzień i całą noc. Do ich domów przybyły zwierzęta, małe
i wielkie. Drewniane i kamienne przedmioty zmiażdżyły ich
twarze. Wszystkie rzeczy przemówiły: ich naczynia na wodę,
patelnie do smażenia placków, ich talerze, ich garnki, ich psy,
ich kamienie do szlifowania, każda z tych rzeczy zmiażdżyła
im twarze. Ich psy i indyki powiedziały:
— Zadawaliście nam ból, jedliście nas, ale teraz to my was
zjemy.
A oto kamień do szlifowania:
— Leżymy nieobrobione z waszego powodu.
Codziennie, codziennie,
w ciemnościach, o świcie, na zawsze,
d-d-drzyj, d-d-drzyj,
t-t-trzyj, t-t-trzyj,
nasze twarze, z waszego powodu.
To była służba, którą wam z początku świadczyliśmy, gdy
jeszcze byliście ludźmi, lecz dzisiaj poznacie naszą siłę. Zgnieciemy
i zmielimy wasze ciała — powiedziały im ich kamienie
do szlifowania.
A oto, co powiedziały ich psy, gdy przemówiły, kiedy nadeszła
ich kolej:
— Dlaczego nie możecie dopilnować, żeby nas karmić?
My tylko patrzymy, a wy nas poniżacie i pomiatacie nami.
Trzymacie w pogotowiu kij, kiedy jecie, żeby móc nas uderzyć.
Nie potrafimy mówić, więc nic od was nie dostajemy.
Jak mogliście nie wiedzieć? Wiedzieliście, że chudniemy tam,
za wami.
— Zatem tego dnia to wy zasmakujecie zębów z naszych
pysków. Pożremy was — rzekły im psy, a ich twarze zostały
zmiażdżone.
Następne w kolejności przemówiły patelnie do smażenia
placków i garnki:
— Ból! Oto, co dla nas uczyniliście. Nasze usta są okopcone,
a nasze twarze pokryte sadzą. Stawiając nas wciąż na ogniu,
palicie nas. Skoro my nie czułyśmy bólu, teraz wy tego spróbujcie.
Spalimy was — powiedziały wszystkie ich garnki, miażdżąc
im twarze.
Kamienie, ich kamienie żarnowe zaczęły wystrzeliwać z paleniska,
wylatując wprost z ognia, celując w ich głowy, zadając
im ból. Teraz starają się uciec, w nieładzie.
Chcą wspiąć się na domy, lecz spadają, gdyż domy się zapadają.
Chcą wspiąć się na drzewa; drzewa ich zrzucają.
To była służba, którą wam z początku świadczyliśmy, gdy
jeszcze byliście ludźmi, lecz dzisiaj poznacie naszą siłę. Zgnieciemy
i zmielimy wasze ciała — powiedziały im ich kamienie
do szlifowania.
A oto, co powiedziały ich psy, gdy przemówiły, kiedy nadeszła
ich kolej:
— Dlaczego nie możecie dopilnować, żeby nas karmić?
My tylko patrzymy, a wy nas poniżacie i pomiatacie nami.
Trzymacie w pogotowiu kij, kiedy jecie, żeby móc nas uderzyć.
Nie potrafimy mówić, więc nic od was nie dostajemy.
Jak mogliście nie wiedzieć? Wiedzieliście, że chudniemy tam,
za wami.
— Zatem tego dnia to wy zasmakujecie zębów z naszych
pysków. Pożremy was — rzekły im psy, a ich twarze zostały
zmiażdżone.
Następne w kolejności przemówiły patelnie do smażenia
placków i garnki:
— Ból! Oto, co dla nas uczyniliście. Nasze usta są okopcone,
a nasze twarze pokryte sadzą. Stawiając nas wciąż na ogniu,
palicie nas. Skoro my nie czułyśmy bólu, teraz wy tego spróbujcie.
Spalimy was — powiedziały wszystkie ich garnki, miażdżąc
im twarze.
Kamienie, ich kamienie żarnowe zaczęły wystrzeliwać z paleniska,
wylatując wprost z ognia, celując w ich głowy, zadając
im ból. Teraz starają się uciec, w nieładzie.
Chcą wspiąć się na domy, lecz spadają, gdyż domy się zapadają.
Chcą wspiąć się na drzewa; drzewa ich zrzucają.
Chcą dostać się do jaskiń, lecz te zatrzaskują się tuż przed
ich twarzami.
Tak wyglądało rozproszenie ludzkiego tworu, ludzkiego
zamysłu. Ludzie zostali poniżeni, obaleni. Usta i twarze ich
wszystkich zostały zniszczone i zmiażdżone. Zwykle powiada
się, że małpy żyjące dzisiaj w lasach są tego znakiem. Zostały
pozostawione jako symbol, ponieważ ich ciała powstały tylko
z drewna za sprawą budowniczego i rzeźbiarza.
Właśnie dlatego małpy wyglądają jak ludzie: są śladem
ludzkiego tworu, ludzkiego zamysłu — zwykłe kukły, zwykłe
drewniane stworzenia.
DZIAŁO SIĘ TO WTEDY, GDY ISTNIAŁ JEDYNIE
ŚLAD BLISKIEGO ŚWITU NA POWIERZCHNI ZIEMI,
nie było Słońca. Lecz był ktoś, kto sam się wywyższył;
jego imię to Siedem Ara. Niebo-ziemia już istniało, lecz oblicze Słońca-Księżyca było zaciągnięte chmurami. A jednak
mówi się, że to jego światło stanowiło znak dla ludzi objętych
powodzią. W swoim mniemaniu był niczym istota obdarzona
geniuszem.
— Jestem wielki. Moje miejsce znajduje się teraz wyżej niż
miejsce ludzkiego tworu, ludzkiego zamysłu. Jestem dla ludzi
Słońcem i jestem ich światłem, jestem również ich miesiącami.
— Niech więc będzie: moje światło jest wielkie. Jestem
przejściem i oparciem dla ludzkich stóp, ponieważ moje oczy
są z metalu. Moje zęby migoczą klejnotami i turkusem; są
błękitne od kamieni niczym oblicze nieba.
— A mój nos lśni bielą widoczną w oddali jak Księżyc.
Ponieważ moje gniazdo zbudowane jest z metalu, rozświetla
oblicze Ziemi. Gdy wychodzę przed swoje gniazdo, jestem niczym
Słońce i Księżyc dla tych, którzy rodzą się w świetle,
w świetle przychodzą na świat. Musi tak być, gdyż moja
twarz sięga daleko — powiada Siedem Ara.
To nieprawda, że Siedem Ara jest Słońcem, a jednak się
wywyższa, swoje skrzydła, swoje metalowe ozdoby. Jego
pole widzenia rozciąga się jedynie wokół jego własnej żerdzi;
jego twarz wcale nie sięga do wszystkiego, co istnieje pod
niebem. Oblicza Słońca, Księżyca i gwiazd nie da się jeszcze
dostrzec, jeszcze bowiem nie zaświtało.
A tymczasem Siedem Ara rozdyma się jak dni i miesiące,
chociaż światło Słońca i Księżyca jeszcze nie zajaśniało. Ma
jedynie nadzieję na przemijającą wielkość. Działo się to wtedy,
gdy powódź zalewała kukły, drewniane stworzenia.
A teraz wyjaśnimy, jak zginął Siedem Ara, gdy ludzie zostali
pokonani za sprawą budowniczego i rzeźbiarza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz