czwartek, 24 marca 2016

W kręgu chińskich piramid


Mimo wielu spekulacji na temat istnienia legendarnych piramid w Chinach, tamtejszy aparat polityczny nigdy nie chciał zainteresować się rzetelnym zbadaniem możliwości istnienia takich budowli na terenie tego kraju. Chinscy archeolodzy zaprzeczają oficjalnie ich istnieniu. Tymczasem pewne świadectwa fotograficzne dowodzą – w rzeczy samej – że chińskie piramidy to nie zwykły humbug.
Co więcej, ich struktura jak żywo przypomina egipskie oraz amerykańskie piramidy, mając na względzie przede wszystkim ich wiek, rozmiar oraz znaki szczególne.

W 1920 historyk Henri Cordier pisał: ,,Starożytny świat Chin pozostaje dla nas, jak i jej mieszkańców, wielką zagadką. Pomału zgłębiamy ową fascynującą przeszłość niczym na podobieństwo okoliczności odkrycia egipskich piramid. Chińscy historycy omijali temat swoich wielu rodzimych dawnych budowli, stojących kamieni oraz innych monumentów”. Mając na względzie rozległy obszar terytorialny Chin, kraj ten wciąż skrywa przed nami wiele tajemnic. Tym niemniej szeroko udokumentowana historia starożytna Chin ma w zanadrzu ,,swoje małe sekrety”, o których oficjalnie nie piszę się w podręcznikach historii. Niektóre plotki głoszą, że w pewnych odizolowanych rejonach Chin istnieją ,,prawdziwe” piramidy”.

Jedna z takich piramid została sfotografowana w 1946 r. przez porucznika Maurice’a Sheehan’a z samolotu DCS. Jego sensacyjna opowieść została po raz pierwszy wydrukowana na łamach marcowego numeru The New York Times tego samego roku. Według relacji Sheehan’a zauważona przez niego z samolotu piramida mogła mieć wymiary: 300/450/450 m. Następnego dnia historia ta znalazła swój finał w gazecie Los Angeles Daily Express, gdzie – oprócz szczegółowego opisu wyglądu piramidy – znalazła się także jej fotografia. Kilka dni później Associated Press otrzymało list autorstwa ,,autorytetów w tej dziedzinie badawczej” z rejonu Nankin, którzy uznali, iż ,,serwowanie w prasie takich rewelacji jest zwykłym kłamstwem, które nie ma pokrycia w żadnych dowodach”. Świadectwo Sheehan’a wkrótce musiało zmierzyć się z ostrzem kolejnej krytyki. Wielu późniejszych historyków i archeologów uznało, że Sheehan zwyczajnie wyolbrzymiał swoją opowieść. Francuski autor Patric Ferryn stwierdził: ,,Publikowane zdjęcia definitywnie nie przedstawiają kształtów, które moglibyśmy uznać za kształt piramidalny. Podane w publikacji wymiary zostały ewidentnie błędnie oszacowane. Zdjęcia przedstawiają prawdopodobnie jakieś sklepienie grobowca. Definitywnie wszystko na to wskazuje”. Lata 50 – te i 60 – te ujawniły jeszcze wiele innych ,,rytualnych grobowców” i ,,sztucznych wzgórz” bardzo przypominających z wyglądu piramidy. Poniewczasie znalazły się one pod lupą zainteresowania wielu badaczy. Bruce Cathie (autor wielu książek o tematyce ufologicznej i nie tylko) wyrażał swój duży entuzjazm chińskimi piramidami. Swoje wyniki badań opisał szczegółowo w książce The Bridge to Infinity. Największym zaskoczeniem dla Bruce’a było to, że oficjalnie władze nie interesowały się tajemniczymi budowlami z prowincji Shensi, a wszelkie uwagi na temat domniemanych piramid spotykały się tylko z kpiną i powszechną ignorancją.

W liście z 1 listopada 1978 r adresowanym do Cathie' ego napisanym przez chińskich badaczy zagadek historycznych, można było przeczytać, że ostatecznie budowle były niczym innym, jak grobowcami cesarzy z zachodniej dynastii Han. We fragmencie możemy przeczytać, że ,,grobowce nie były nigdy szczególnie analizowane i nie stwierdzono na nich żadnych cech szczególnych, które mogłyby świadczyć, że są to piramidy”.

Piramida Żółtego Cesarza


Mimo takich uwag wciąż istnieją pewne świadectwa historyczne, które wynoszą chińskie piramidy na piedestał autentycznych budowli. Głowa rodu Tsi’in, Che Houang – ti (,,Żółty Cesarz”), zapisał się dla Chińczyków w kartach historii jako postać wyjątkowa. Zbudował Chiński Mur zawierzając wyroczni, która głosiła, że Chiny zaatakują ,,barbarzyńcy” oraz dokonał zjednoczenia podzielonego królestwa w jedno zespolone państwo. Historia cesarza zyskała ponownie na znaczeniu w 1974 r. na skutek znalezienia jego podziemnego mauzoleum. Spoczywało w nim około 8000 wojowników wykonanych z terakoty, którzy zostali pochowani w pozycji walecznej i uważa się, że służyli jako symboliczna ochrona zmarłego cesarza w swojej nowej egzystencji oraz mieli za zadanie nieść pomoc zmarłemu cesarzowi w uzyskaniu władzy w życiu pozagrobowym. Historyk Sseuma Tsi’ien (135 – 85 p.n.e.) pisał, że Cesarz zjednoczył Chiny i zniszczył wszystkie starożytne zapiski jako świadectwo nowej ery, na którą przyszedł wreszcie czas. Na szczęście niektóre stare księgi zachowały się, głównie w taoistycznych świątyniach. Zgodnie z niektórymi zachowanymi pisemnymi świadectwami, Che Houang – ti wynajął ponad 70 tyś osób do budowy piramidy w Lin-t’ong, między Hnan a Si-ngan. Podczas słynnej ekspedycji Segalen’a (francuskiego doktora, etnografa i odkrywcy) w 1913 r. zmierzono po raz pierwszy budowle postawioną przed wiekami przez Che Houang’a i ustalono, że miała wysokość 48 m. Jeden jej bok miał 350 m, więc aż o 120 m był dłuższy niż bok Piramidy w Gize. Z kubaturą powierzchni 1960000 tyś. metrów byłaby to jedną z czterech największych piramid na świecie.


Cesarz prawdopodobnie zmarł w 210 r p.n.e. Kiedy wraz z nim pochowano wszystkie wielkie kosztowności władcy, zadecydowano także o pogrzebaniu żywcem wszystkich pracujących przy budowie piramidy robotników, tak aby nikt nie zdradził jej lokalizacji. Na jej powierzchni zasadzono rośliny, tak aby wszyscy sądzili, że jest to zwykłe naturalne wzniesienie.


Wyprawa Segalen’a pozwoliła odkryć o wiele więcej piramid i obiektów sakralnych w obszarze przyległym do rzeki Wei. Wiek tajemniczych budowli przypisano do okresu dynastii Han. W związku z tym, że odkrycia dotyczyły stosunkowo ,,świeżych” budowli, naukowcy woleli ograniczyć się w ich nazewnictwie do określeń ,,kopce sakralne” niż szafować w naukowych publikacjach terminem ,,piramida”. Choć nie da się ukryć, że pewne źródła informacji wskazywały, że istniały też megalityczne grobowce o podstawie czworokątnej o zacznie wyższych wymiarach z odległych czasów starożytnych.

Piramidy z ziemi i gliny

Inni podróżnicy - Fred Meyer Schroder wraz z Oscar’em Maman’em - odbyli podróż w 1913 r. do Shensi – miejsca uchodzącego za ,,kolebkę chińskich piramid”. Celem ich wyprawy był nie tylko handel tytoniem i świecami z miejscową ludnością, ale także dilerstwo bronią. Ich przewodnikiem wzdłuż granicy mongolsko – chińskiej był pewien mnich, Bogdo. Przewodnik poinformował ich, że znajdują się na obszarze, gdzie od wieków krążą legendy o starożytnych piramidach. Choć on sam ich nigdy osobiście nie widział, to doskonale się orientował, że można się na niektóre z nich natknąć w pobliżu Sian - Fu. ,,Góry tak wysokie, że sięgające aż do nieba. Nie są to zwykłe miejsca pochówku, choć wielcy władcy mogli być chowani w ich wnętrzu.” Dzięki Bogdo wyprawa dwóch podróżników dotarła do siedmiu piramid.

Schroder obliczył, że najwyższa mierzyła 300 m wysokości, a jej boki miały po 500 m. długości. To oznaczało, że piramida była największą na świecie, dwa razy większa niż Piramida w Gizie. Objętość była aż 20 razy większa niż najsłynniejsza egipska budowla. Piramidy wybudowano na planie północ – południe/ wschód – zachód.

,,W przeszłości były najwyraźniej częściowo pokryte kamieniami, ale te obsunęły się zbiegiem czasu w dół. Wiele kamieni poniewierało się na ziemi wokół góry. Prawdopodobnie materiałem budowlanym była glina. Ona była powodem obluzowania się i obsunięcia w dół zewnętrznego materiału kamiennego. Świadczyły o tym wielkie otwory po bokach. Górę porastają teraz bujnie drzewa i krzewy. Przez co sama budowla wygląda na pierwszy rzut oka jak naturalne wzniesienie. Objechaliśmy całą piramidę wzdłuż i wszerz, ale nie odnaleźliśmy żadnych schodów ani drzwi.” – opowiadał Schroder.

Bogdo zapytany o wiek budowli, stwierdził, że mogła mieć co najmniej 5 tyś lat. Satelitarne zdjęcia wykonane przez US Air Force wokół Xian, ukazują przynajmniej 16 budowli ,,piramido – podobnych”. Xian, dawniej starożytny Sian – Fu, obecnie jest zamieszkały przez 6 milionów ludzi. Jest o wiele starszy niż Peking (Beijing). Niegdyś był on stolicą Cesarstwa, przez co zdobył przydomek ,,pępka chińskiej cywilizacji”.

Czyżby legendarna ,,Biała piramida" ?

Okoliczności odkryć niektórych piramid były całkiem przypadkowe. Przykładowo Hartwig Hausdorf – skądinąd znany poszukiwacz starożytnych budowli w Chinach - natknął się na ślady starożytnego monumentu w kształcie piramidy jadąc jedną z dróg z lotniska w Xian w stronę swojego hotelu. Ruiny piramidy znajdowały się tuż przy drodze i zostały odkryte kilka lat wcześniej podczas prac remontowych. Haussdorf od dawna fascynował się starożytną historią Chin, zaś tematyka piramid w tym kraju była jego prawdziwym konikiem. W październiku 1994 r. Haussdorf wspiął się na szczyt jednej piramidy i był w stanie dojrzeć w okolicy 20 innych wzniesień o domniemanie piramidalnym pochodzeniu.

Najbardziej zdumiewające w tym wszystkim jest to, że niewielu zdaje sobie sprawę z istnienia w rejonie Xian piramid. ,,Chiny mają jeszcze wiele tajemnic, a miejscowa ludność często nie zdaje sobie sprawy z istnienia wokół nich starożytnych piramid. Mogę nazwać się wielkim szczęściarzem, że otrzymałem przywilej możliwości wejścia do niektórych niedostępnych dla turystów stref. Niewielu obcokrajowców doświadczyło takiego zaszczytu. Bez wątpienia podstawą do tego było to, że od wielu lat odwiedzam ten kraj i jestem przewodnikiem dla turystów, co zaowocowało możliwością poznania wielu ciekawych ludzi. W 1993 r. miałem przyjemność zawiązać znajomość z Chen Jianli, zapalonym badaczem zagadek przeszłości swojego kraju. Chen darząc mnie dużą sympatią, zagwarantował mi szansę otworzenia przede mną wielu drzwi w chińskim Ministerstwie Turystyki normalnie niedostępnych dla nikogo z zewnątrz. Dzięki temu dano mi przepustkę do ,,zamkniętych” dla turystów stref w prowincji Shaanxi. Rozmawiałem z wieloma archeologami, którzy z początku odnosili się sceptycznie do moich odkryć, ale później przyznali mi rację. Moja książka Die Wiesse Pyramide (Biała piramida) została przez wielu z nich bardzo pozytywnie odebrana.”. – opowiadał Hausdorf.

Aby nie co bliżej zobrazować proces przebijania się Hausdorfa ze swoimi dowodami do chińskiego akademickiego kręgu uczonych należy zacząć od tego, że w marcu 1994 r. Hausdorf poznał prof. Feng Haozhang (prominentnego członka akademickich kręgów z Bejing), jego asystenta Xie Duan Yu oraz trzech innych uczonych. Z początku wszyscy nie dowierzali w istnienie w Chinach piramid. Ale kiedy Hausdorf pokazał im trzy różne fotografie przedstawiające trzy różne piramidy, szybko zmienili swoje zdanie. Hausdorf ową swoistą transformacje opisał następująco: ,,To było tak, jakbym wszedł do ula z pszczołami. Fotografie, jakie wykonałem w marcu i październiku 1994 r. są najlepszym dowodem, że krążące od dawna opowieści o piramidach są prawdziwe. Większość naukowców jest co do zasady sceptyczna. Jeśli chcesz kogoś przekonać, wystarczy, że pokażesz mu moje zdjęcia.”

Chiny nie dają się zbyt łatwo odrzeć ze swoich tajemnic. Wiele piramid wciąż pozostanie poza zasięgiem lokalnej archeologii. Budowle znajdują się w zamkniętych strefach, do których niewielu ma dostęp. Hartwig Hausdorf twierdzi, że w Chinach istnieje ogółem 100 piramid. Wiele z nich to tzw. piramidy ziemne, zrobione z gliny. Są więc narażone na uszkodzenia przez erozję.

Zapomniana fotografia


Spośród całego mrowia świadectw potwierdzających ich istnienie, szczególnie jedno wciąż spędza sen z oczu sympatykom chińskich starożytności. Pod koniec II wojny światowej pilot James Gaussman kursując swoim samolotem pomiędzy Chinami a Indiami jako lotniczy kurier całkiem przypadkiem natknął się na legendarną ,,białą piramidę”, gdy musiał nieoczekiwanie zboczyć ze swojego regularnego kursu z powodu problemów technicznych z silnikiem. Kiedy wyleciał w nieznany mu obszar, natknął się na gigantyczną białą budowlę. Ekstremalnie duża stożkowata ,,góra” była jakby wykonana z białego kamienia albo metalu. Co więcej, jej szczyt wieńczyło coś w rodzaju kamienia – klejnotu. ,,Przez moment chciał spróbować gdzieś wylądować w pobliżu, ale nigdzie nie było możliwości aby bezpiecznie posadzić samolot na ziemi” – wspominał później swoją historię James.

Gaussman wykonał kilka kółek w powietrzu wokół budowli oraz serie zdjęć tym samym aparatem, którym fotografował rozmieszczenie wrogich wojsk. Kiedy przekazał swoje zdjęciowe dowody władzom amerykańskim po szczęśliwym lądowaniu w indyjskiej bazie Assam, liczył na ich duży rozgłos. ,,Nic nie było wokół piramidy, tylko ta budowla w totalnym pustkowiu. Myślę, że jest to piramida sięgająca korzeniami aż do starożytności. Kto ją zbudował ? Po co ? I co było w jej środku ?” Nigdy nie udało się zlokalizować położenia ,,białej piramidy Hausdorf’owi. Wielu innych badaczy po nim bezskutecznie drążyło nieznane zakątki Chin. ,,Biała piramida” wciąż pozostaje legendą. Fotografia Gaussman’a została zaszufladkowana na wiele lat w wojskowym archiwum i po 40 latach ujrzała znów światło dzienne w książce ,,Twarz na Marsie” pióra Brian’a Crowley’a Kto ją zbudował ? Bruce Cathie twierdzi, że zna odpowiedź na to pytanie. Odnosząc się do matematycznych konotacji, twierdzi on, że istnieje alchemiczny związek pomiędzy egipskimi piramidami w Gizie a najwyższą piramidą w prowincji Shensi. Rozmieszczenie piramid w Gizie wzdłuż Nilu bardzo przypomina ułożenie piramid w Shensi. Widać w nich złote zasady proporcji odnajdywane również w egipskich budowlach. Cathie uważa, że to koronny dowód na to, że budowniczymi piramid byli ci sami ludzie.

Hartwig Hausdorf wierzy, że chińskie piramidy mają swoje astronomiczne podłoże i można je datować na 1500 – 500 p.n.e. Te – często monumentalne – starożytne komory grobowe, szczególnie w pobliżu miasta Xian dość mocno nadgryzł już ząb czasu. Wynika to z tego, że chińscy budowniczowie stawiali swoje konstrukcje z ziemi i gliny, a nie z litego kamienia. Wiele z nich znajduje się na zamkniętym obszarze. Czy kiedykolwiek uda się poznać ich prawdziwą genezę ?

Zrodlo: http://czastajemnic.blogspot.com/2014/04/w-kregu-chinskich-piramid.html

poniedziałek, 14 marca 2016

Historia Rusi i Hyperborea


“Północ – to specjalne miejsce spotkania innych Światów „
Nostradamus

Proponujemy wam materiał, przygotowany z książki doktora nauk filozoficznych Walerija N. Demina “Hyperborea. Historyczne korzenie narodu Rosyjskiego”

Rosjanie – naród Hyperborejski

Hyperborea (inaczej Arktyda) – pramatka całej kultury światowej, kraj znana nam z najstarszych manuskryptów. Położenie – północ Eurazji. Nie wypada mieć wątpliwości, że starożytna Hyperborea ma bezpośredni związek z historią starożytnej Rosji, a naród rosyjski i jego język związek z zaginioną legendarną krainą Hyperborejczyków. Nie bez powodu przecież Nostradamus w swoich “ Centuriach ” nazywał Rosjan “ narodem Hyperborejskim „. Z nauk ezoterycznych wynika, że Hyperborea od dawna jawiła się jako najbardziej tajemnicze miejsce na planecie, a mądrzy Hyperborejczycy posiadali ogromnym ilość wiedzy, nawet bardziej zaawansowaną, niż współczesna cywilizacja.

Naukowe potwierdzenia (dowody)

Rosyjskimi oceanografowie i paleontolodzy ustalili, że w okresie od 30 do 15 tysiąclecie pne. klimat Arktyki był łagodny, a Ocean lodowaty na północy ciepły, mimo obecności chłodu na kontynencie. Akademik A.Triesznikow obliczył, że jeszcze 10000 lat temu grzbiety Łomonosowa i Mendelejewa wznosili się nad powierzchnią oceanu Lodowatego. Lodu nie było, a morze było ciepłe. Do takich samym wniosków doszli amerykańscy i kanadyjscy naukowcy, licząc, że na środku północnego Oceanu lodowatego istniała strefa łagodnego klimatu, sprzyjająca życiu.

Migracja ptaków

Przekonującym dowodem sprzyjającego klimatu istniejącego w przeszłość, są coroczne migracje ptaków przylatujących na Północ — genetycznie zaprogramowana pamięć o ciepłej praojczyźnie powoduje cykliczne powroty do ojczyzny przodków.


Mapa współczesnego dna Północnego Oceanu Lodowatego

Na mapie współczesnego dna oceanu Lodowatego dobrze widać zarysy ogromnego płaskowyżu pociętego przez doliny rzek, linie brzegowe, jak gdyby ten kontynent istniał jeszcze całkiem niedawno wznosząc się nad wodami oceanu. Zarysy tego płaskowyżu po nałożeniu na mapę Hyperborei Gerarda Merkatora mają bardzo wiele zadziwiających podobieństw, które w żaden sposób nie można wytłumaczyć przypadkiem…

Kamienne Budowle

Świadectwem istnienia w północnych szerokościach starożytnej wysoko rozwiniętej cywilizacji są pojawiają się wszędzie potężne kamienne budowle i pomniki: słynny Stonehenge w Anglii, aleja megalitów we francuskiej Bretanii, kamienne labirynty w Skandynawii, monumenty półwyspu Kolskiego i Wysp Sołowieckich. Latem 1997 r. ekspedycja ornitologiczna w nadmorskim rejonie Nowej Ziemi odnalazła podobny labirynt. Średnica kamiennej spirali wynosiła około 10 metrów, i wyłożona była płytami łupkowymi o wadze 10 — 15 kg. To wyjątkowo ważne znalezisko:
dotychczas nikomu jeszcze nie udało się opisać takiego labiryntu i na takiej szerokości geograficznej. Ślady ludzi odnajdywane są wszędzie – i w okręgu Leningradzkim (Petersburskim), i w Jakucji, i na Nowej Ziemi.

Świadectwa starożytnych historyków

Świadectwa legendarnej krainy, opiewanej przez poetów, można znaleźć u starożytnych historyków. Jednak, gdzie i w jakich czasach ona istniała, tak naprawdę nie wiadomo. Większość badaczy skłania się, że cywilizacja Hyperborei istniała – 15-20 tysięcy lat temu. Mimo tak zamierzchłej przeszłości, ten zadziwiający naród, jak sądzą naukowcy, posiadał w swym arsenale obiekty latające, przy pomocy których, wykorzystywano fotografię lotniczą, tworząc na przykład, mapę Antarktydy.


Słynny Stonehenge w Anglii i inne kamienne budowle o wielkiej mocy mówią o istnieniu na Północy w starożytności
wysoko rozwiniętej cywilizacji

Mapa Hyperborei

Czy są wiarygodne informacje, potwierdzające sam fakt istnienia zadziwiającego kraju? Jeden z możliwych dowodów przedstawiono na starych rycinach. Najwiarygodniejszy z nich – mapa angielskiego żeglarza Gerarda Merkatora, wydana w 1595 roku. Na mapie w centrum przedstawiono legendarny kontynent Arktyda, wokół – wybrzeże oceanu Północnego z całkowicie rozpoznawalnymi wyspami i rzekami. Właśnie te szczegółowe opisy północnego wybrzeża Eurazji i Ameryki dają podstawowy argument na rzecz autentyczności tej mapy. Na mapie Merkatora, opartej na jakiejś starożytnej wiedzy, Hyperborea przedstawiona jest dość szczegółowo w charakterze archipelagu z czterema ogromnymi wyspami, oddzielonymi od siebie nawzajem głębokimi rzekami. W centrum znajduje się wysoka góra. Według niektórych źródeł, wszechświatowa góra praprzodek narodów indoeuropejskich – znajdowała się na biegunie północnym i była centrum przyciągania całego niebiańskiego i podniebnego świata. Co ciekawe, że zgodnie przeciekiem do prasy, w rosyjskich wodach oceanu Lodowatego rzeczywiście istnieje podwodna góra, praktycznie osiągająca pokrywę lodową (są podstawy aby przypuszczać, że jest ona, jak wspomniano powyżej, grzbietem pogrążonym w morzu stosunkowo niedawno). Na mapie przedstawiono także cieśninę między Azją a Ameryką, odkrytą w 1648 r. przez rosyjskiego kozaka Siemiona Dieżniewa. W 1728 r. cieśninę pokonano ponownie a dokonała tego ekspedycja na czele z Vitusem Jonassenem Beringiem na cześć, którego nazwano później cieśninę. Nawiasem mówiąc, wiemy, że kierując się na północ, Bering zamierzał odnaleźć Hyperboreę, znaną mu z klasycznych pierwszych źródeł. Nasówa się pytanie – skąd Bering miał mapę Merkatora? Być może, z tego samego źródła, skąd czerpał swą wiedzę Kolumb, udający się w jego sławną wyprawę bynajmniej nie kierowany intuicją, a dysponujący wiedzą zdobytą z tajnych archiwów.


Mapa Merkatora 1595 rok z legendarnym kontynentem Arktyda

Tajemnice Gerarda Merkatora

Skąd u wielkiego flamandzkiego kartografa Gerarda Merkatora, żyjącego w XVI wieku mapa, na której szczegółowo naniesiono zarysy północnej części kontynentu azjatyckiego? W tym czasie terytorium to było jeszcze całkowicie nie znane nikomu z Europejczyków i w ogóle nie badane przez żyjących wtedy ludzi. Mapy Azji znalazły się w rękach Merkatora, jak wcześniej mapy Ameryki w rękach Kolumba z imperium osmańskiego po zdobyciu Bizancjum, a tam przechowywano je jeszcze od czasów Starożytnej Grecji. Na mapie, należącej do tureckiego admirała Piri Reisa i datowanej na 1513 rok, istnieją Ameryka Południowa i Antarktyda, odkryta przez Europejczyków znacznie później. Turecki admirał na piśmie stwierdził, że ta stara mapa pochodzi jeszcze z czasów Aleksandra Macedońskiego. Sądząc po tym w ręce starożytnych Greków mapy owe dostały się dzięki samym Hyperborejczykom i Atlantom, którzy porzucili swoje ojczyzny po jakiejś wyniszczającej ich katastrofie. W kalendarzach Egipcjan, Asyryjczyków i Majów katastrofa, niszcząca Hyperboreę, datowana jest na rok 11542 pne.

Hyperborea – Historia Rusi

Pytanie: jaki stosunek to wszystko ma do historii Rusi i do rosyjskiego światopoglądu? Ano taki: przytłaczająca większość wydarzeń historycznych, wspomnianych w starożytnych źródłach, dzieje się w północnych szerokościach kontynentu Eurazji, głównie, na terytoriach współczesnej Rosji, zwanych w starożytności Hyperboreą. W rosyjskim folklorze zachowała się pamięć o cudownym młynie — symbolu wiecznej obfitości i szczęścia. Ten – znany motyw o czarownych żernowkach(?), bohater opowieści zdobywa w niebie wspinając się tam po pniu i gałęziach ogromnego dębu (Światowego Drzewa). Są podstawy sądzić, że większość epizodów czarodziejskich bajek, związanych ze szczęśliwym życiem i pomyślnością (szczególnie na końcu) jako archetyp Złotego Wieku, zachowany (bez względu na czyjąkolwiek wolę i życzenie) w pamięci zbiorowej narodu o szczęśliwej przeszłość i przekazywany z pokolenia na pokolenie.


Porównajcie współczesne zdjęcie Arktyki z kosmosu z mapą Merkatora 1595 r.

Złote Carstwo (Królestwo) Słowian

W klasycznej słowiańskiej mitologii dostatku pojawia się znamienity obrus-samobranka, a także obraz Złotego lub kwiecistego Królestwa o którym opowiadanie jest poprzedzone wstępem o miejscu mlekiem i miodem płynącym. Rosyjskie opowieści o Słonecznym królestwie, które znajduje się na końcu świata, również stanowi wspomnienie o starodawnych czasach kiedy nasi przodkowie stykali się z Hyperborejczykami i sami nimi byli. Legendarne Słoneczne królestwo ma i współczesnie ścisłe geograficzne położenie. Jedno z najstarszych ogólnoindoeuropejskich nazw Słońca – Koło (stąd i “pierścień „, i “ koło” i “ dzwon „). W starożytności odpowiadało mu pogańskie słoneczne Bóstwo Koło(Kolo)-Kolada, na cześć którego obchodziło się święto kolędowania (dzień zimowego słonecznego przesilenia) gdzie śpiewano starosłowiańskie pieśni – hymny – kolędy (kolady), noszące ślad hyperborejskiego światopoglądu.

Półwysep Kolski Koliady Słońceboga

Nazwa ta pochodzi od imienia starożytnego Sołńceboga Koło-Koliady, od tego pojawiła się nazwa rzeki Koli i całego półwyspu Kola. Tam właśnie nad brzegiem morza znaleziono ponad 10 kamiennych labiryntów (średnicy do 10 m), kształtem przypominały te rozrzucone po całej rosyjskiej i europejskiej północy ze słynnym labiryntem minotaura. Obok nich znajdują się górki (piramidki) z kamieni, które spotkać można we wszystkich zakątkach świata obok klasycznych egipskich i Amerykańskich piramid także z usypanymi kopcami, stają się przypomnieniem polarnej prarodziny i góry Meru, położonej na biegunie północnym. Zadziwiające, że w ogóle zachowały się kamienne spiralne-labirynty i piramidy na rosyjskiej Północy. Do niedawna mało kogo one interesowały a klucz do zrozumienia ukrytego w nich sensu został zagubiony.

Pomniki Hyperborei

Hyperborea podobnie słynna, jak i jej geograficzna siostra – Atlantyda. Oba – ogniwa jednego łańcucha, los obu ten sam: zginęły wskutek potężnego naturalnego kataklizmu. Pomimo tego kataklizmu i wstrząsów na Ziemi, zawsze pozostają niezniszczalne ślady. Po pierwsze, cudem zachowane świadectwa ze źródeł antycznych – zdekompletowane, sprzeczne, ale ani trochę nie tracące swojej wartości. Po drugie, materialne pomniki (ściślej – to, co z nich zostało po upływie tysiącleci), rozsiane na peryferiach i wyżyny pogrążone na dnie kontynentu – Arktydy-Hyperborei. Najbardziej perspektywiczne w tym względzie są półwysep Kolski, Karelia, Polarny Ural, Nowa Ziemia, Spitsbergen (Rosyjski Grumant) i inne północne terytoria. Po trzecie, ideowe dziedzictwo Hyperborei, dożyło do naszych czasów w charakterze mitu o Złotym Wieku.

Wspomnienie o Złotym Wieku

Wspomnienie o Złotym Wieku na północy Eurazji istnieje w staroindyjskiej mitologii. Nigdy nie przestają zadziwiać słuchaczy szczegóły opowieści o magicznej krainie szczęśliwości, gdzie «nie było ani chorób ani oszustwa ani zazdrości ani płaczu ani pychy, nie było kłótni i zaniedbania, wrogości, krzywd, strachu, cierpień, złości i zazdrości ». Kraj obfitości i szczęścia jednoznacznie związany w przedstawieniu praprzodków Hindusów i innych indoeuropiejczyków z Polarną górą Meru – klasztoru pierwostwórcy Brahmy i początkowego miejsca pobytu innych indyjskich bogów. Oto jak opisują błogosławioną polarna praojczyznę i panujący tam Złoty Wiek w 3 księdze «Mahabharaty»: «Na trzydzieści trzy tysiące jodżan (1 jodżan=13km.) (rozciągnęła się) złota góra Meru, królowa gór. tu (rozmieszczono) ogrody Bogów – Nandana i inne wdzięczne miejsca odpoczynku sprawiedliwych. Tam nie ma ani głodu ani pragnienia ani zmęczenia, nie ma lęku zimna albo upału, nie bywa nic szkodliwego albo takiego, co wywołuje wstręt, nie ma żadnych chorób. Wszędzie tam emanuje delikatnym aromat, każdy dotyk jest miły. Zewsząd tam wlewają się dźwięki, czarujące duszę i słuch. Tu nie ma ani smutku ani starości ani niepokojów ani cierpień ».

Pliniusz Starszy – jeden z najbardziej bezstronnych uczonych – starał się przedstawiać tylko bezsporne fakty powstrzymując się od jakichkolwiek komentarzy. Oto dosłowny cytat z “ Historii Naturalnej”: “za tymi (Ripejskimi górami (koło Uralu)), po tej stronie Akwilona (północny wiatr – synonim Boreasza), istnieje szczęśliwy naród, którego nazywają Hyperborejami, osiągający nader podeszły wiek, rozsławiony cudownymi legendami. Słońce świeci tam przez pół roku, i to tylko jeden dzień, światło tam wschodzi tylko razu w roku. Domami tych mieszkańców są gaje, lasy; kult Bogów świętują poszczególni ludzie i całe społeczeństwo; nieznane tam są konflikty i wszelakiego rodzaju choroby. Śmierć przychodzi tam tylko od przesytu życiem. Po spożyciu pokarmu i lekkich przyjemnościach ze starości rzucają się w morze (ze skał). To właśnie jest najszczęśliwszy widok pogrzebu… Nie można wątpić w istnienie tego narodu”.


Baśniowe słowiańskie Złote lub kwieciste Królestwo, gdzie zamieszkują dziwne zwierzęta i płyną rzeki mlekiem i miodem płynące, znajdujące się na końcu świata

Portret Hyperborejczyków

Przekonywujące analizy ich osiągnięć dotrwały do naszych czasów, w staroperskich i starogreckich źródłach pisanych a także w najstarszych mitach północnych narodów świata (Celtów, Skandynawów, Karelów, Finów, Słowian) pozwoliły współczesnym uczonym sporządzić portret narodu, który historycy Hellady nazywali Hyperborejczykami i którzy, według antycznych historyków, realnie zamieszkiwali tereny Północno-Wschodniej Europy w warunkach Złotego Wieku. Życie w szczęśliwej Arktydzie wraz z bogobojnymi modlitwami i towarzyszącymi im pieśniami, tańcami, ucztami i powszechnym uczuciem radości. W Arktydzie nawet śmierć następowała ze zmęczenia i przesytu życiem, ściślej mówiąc – od samobójstwa: wypróbowawszy wszystkich rodzajów rozkoszy i zmęczywszy się życiem, starzy hyperborejczycy zazwyczaj rzucali się do morza. Mądrzy mieszkańcy Hyperborei posiadali ogromną ilość wiedzy, najbardziej zaawansowanej na tamte czasy. Liczne źródła i specjaliści wierzą, że Hyperborejczycy posiadali władzę nad żywiołami, co wyjaśniało by brak złej pogody i naturalnych kataklizmów na terytorium ich zamieszkania.

Usposobienia Hyperborejczyków

Czerpiąc frazy ze starożytnych źródeł różnych narodów świata, ten wspaniały naród i jego usposobienie można opisać następująco: był to szczęśliwy naród. Nieznane tam były choroby i słabości związane z wiekiem. Żyli bez bólu. Ludzie osiągali bardzo podeszły wiek. Śmierć przychodziła do nich tylko od przesytu życiem. Umierali jak gdyby ogarnięci snem. Byli cudownego wyglądu. Smukli. Pachnący. Obdarzeni wielką siłą fizyczną. Byli pełni życiowej siły. Posiadali wielką duchową moc. Hyperborejscy kapłani posiadali dar przewidywania, umieli obejść się bez pożywienia, zatrzymywali niszczycielskie epidemie (z innych krajów) i przemieszczali się na specjalnych latających urządzeniach drogą powietrzną. Wśród nich nie było ludzi okrutnych, nieczułych i zdeprawowanych. Byli ludźmi jasnymi, jaśniejącymi, wspaniałymi, jak światło księżyca. Usunęli wszelkie zło. Żyli bez obciążenia karmy. Odnosili się do nieuchronnych kolei losu i do siebie nawzajem z rozumną cierpliwością. Wśród nich nie było miejsca na złości i intrygi. Wśród nich nie było niezgody. Żyli bez wojen. Pilnowali prawdy i na niej budowali wszelką swoją myśl. Wzgardzali wszystkim, oprócz cnoty. Lekceważyli bogactwo, wierząc, że jego wzrost zobowiązuje do ogólnej zgody w połączeniu z cnotą, bo kiedy bogactwo zostaje przedmiotem troski i okazuje się cnotą, to staje się pyłem a razem z nim ginie cnota. Domami ich stawały się gaje, lasy i jaskinie. Żywili się owocami drzew, nie jedli mięsa. Żyli nie pracując ciężko, z beztroskim sercem. Ich życiu towarzyszyły pieśni, tańce, muzyka i uczty. Wszędzie tam spotykało się korowody, wylewały się dźwięki, czarujące duszę i słuch. Uwieńczając złotym laurem, oddawali się radości świąt. Spędzali czas na Grach (z poświęceniem) pod gołym niebem. Dobra pamięć o igrzyskach olimpijskich została przyniesiona do Olimpii z
Hyperborei – sługami Apollona (Apolla?). Czcili niebiańskie sklepienie. Bogu, rozpościerającemu Wszechświat, z miłością służyli. Poskramiali swoje ciała. Uwielbiające modlitwy były charakterystyczne dla tego narodu. Kult Bogów w pełni zaspakajał ich osobno i całe społeczeństwo. Tam ludzie stale śpiewali na chwałę Wszechmogącemu. Byli znawcami Prawa i Sprawiedliwości ale stale doskonalili swoją Sprawiedliwość. Żyli w harmonii z pokrewnym im Boskim Początkiem i Boską Przyrodą zachowując w niej swoje działanie. Wielu wierzy, że ofiary klimatycznego kataklizmu wysoko rozwiniętej cywilizacji Hyperborei zostawili po sobie potomków Aryjczyków. Poszukiwania Hyperborei są podobne do poszukiwań zaginionej Atlantydy, z tą tylko różnicą, że z zatopionej Hyperborei, jak sądzę, została część lądu – północna część obecnej Rosji.


Byli szczęśliwym narodem. Nieznane im były choroby i słabość starości. Żyli bez bólu. Zostali obdarzeni wielką duchową mocą. Mieli wielką duchową siłę. Żyli w harmonii z Przyrodą i Boskim Początkiem.

Zrodlo:https://treborok.wordpress.com/about/hyperborea/historia-rusi-i-hyperborea/

Hyperborea – Raj na Biegunie Północnym


   W latach 50., uczeni wyjaśnili, że około 10.000 lat temu przodkowie Inuitów naraz „przejechali” do Grenlandii z Azji Środkowej, Mongolii i Cejlonu. Według legendy, przewiozły ich tam ogromne żelazne ptaki.

Daleka Północ, Zapolarie. Wieczna zmarzlina, żadnej roślinności, okrutne mrozy w zimie w długie polarne noce, kiedy to przez długie dni Słońce w ogóle nie pojawia się na niebie… Czy w takich niesprzyjających warunkach powstać mogła jakaś cywilizacja, nawet w bardzo dawnych czasach? Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że nie. Ale nie spieszmy się z wywodami i wnioskami.


Mieszkający za Boreą


W mitologii greckiej Hyperborea/Hiperborea, to ziemia na północnym skraju świata, w której zamieszkiwali Hyperborejowie (czy też Hyperborejczycy), naród, który pozostawał pod szczególna opieką i błogosławieństwem boga Apollina – opiekuna i patrona jasnowidztwa, wróżb i sztuk wszelakich, który przybywał do nich w czasie zimy ze swego sanktuarium w Delfach.

Wiele mitów mówi o prorokach i jasnowidzach z Hyperborei założycielach świątyń i wyroczni Apolla. Spośród nich szczególnie wyróżniał się Abaris, odróżniający się od swoich „kolegów” tym, że nie potrzebował jedzenia i latała magicznej strzale, którą dostał był od samego Apollona.

A co się zaś tyczy nazwy tego dziwnego narodu – Hyperborejczycy – to w dowolnym przekładzie z greki oznacza to „mieszkający dalej niż Boreasz”, no a Boreasz to w greckiej mitologii był bogiem północnego wiatru.

Należy zauważyć, że poza mitami Antycznej Grecji, opisy północnej praojczyzny, z charakterystycznymi dla niej zorzami polarnymi, nocą polarną i polarnym dniem – co można znaleźć w takich tekstach, jak indyjska „Rigweda” i irańska „Avesta”, w tybetańskich i chińskich kronikach historycznych, w germańskich eposach i rosyjskich „bylinach”, a także w wielu mitach wszystkich narodów świata.


Ciepła Arktyka


Jednym z pierwszych uczonych, który spróbował dać naukowe uzasadnienie dla polarnej koncepcji powstania cywilizacji i światowych kultur był Jean Sylvain Bailly (1736-1793) znany francuski astronom i działacz społeczny w XVIII wieku. zbadawszy wszystkie dostępne dla niego informacje, doszedł on do wniosku, że podstawą dla wszystkich dawnych cywilizacji była jeszcze dawniejszy, nieznany bliżej (zagubiony) naród o wysokim poziomie cywilizacyjnym. I jeszcze Bailly wyraził pogląd, że te narody, które w jego czasach należały do południowych narodów, pierwotnie zamieszkiwały wyższe północne szerokości geograficzne.
W końcu XIX wieku, poglądy Bailly’ego podzielał rektor Uniwersytetu w Bostonie William Warren. W swej książce „Raj znaleziony na Biegunie Północnym” [“Paradise Found: the Cradle of the Human Race at the North Pole” (1885) – przyp. tłum.] na podstawie analizy obszernego materiału udowadnia, że wszystkie dawne opowieści o Edenie – ziemskim Raju – okazują się być jeno smutnymi wspomnieniami o istniejącej onegdaj błogosławionej ziemi, która znajdowała się na Dalekiej Północy.
[Należy tu wspomnieć także nasze małe polonicum tej dziwnej sprawy, a mianowicie opowiadanie J. J. Sękowskiego (1800-1858) pt. „Podróż uczona na Wyspę Niedźwiedzia” (1833), w którym opisuje on odkrycie istniejącej 11.000 lat temu supercywilizacji, która została starta z powierzchni Ziemi przez… - uwaga! - upadek komety! – który z kolei spowodował Potop Powszechny! Relacja ta była spisana na ścianach zrujnowanej budowli, która znajdować się miała na Wyspie Niedźwiedzia – gdzieś na N 73°03’ – E 126°07’. Analogia do Hyperborei czy nawet Atlantydy nasuwa się od razu… - uwaga tłum.]
Do współczesnych uczonych, wierzących w realne istnienie w dalekiej Przeszłości tak samej Hyperborei jak i wysokorozwiniętej cywilizacji w tym kraju, należy nasz rodak zmarły w 2006 roku, badacz Północy, dr Walerij Nikiticz Diemin Ph.D. Wedle jego poglądów, Hyperborea znajdowała się na tych ziemiach, które przyjęto nazywać Rosyjską Północą i być może jeszcze dalej – na Biegunie Północnym. Ponadto uczony ten był przekonanym, że Hyperborea była praojczyzną całej Ludzkości.
Podstawą do tych stwierdzeń były wspomniane tutaj mity i kroniki pisane wszystkich narodów świata, w tym i źródła ruskie.
- Mam podstawę sądzić – pisał on – że wcześniej za Kręgiem Polarnym było o wiele cieplej. Rosyjscy oceanografowie ustalili, że 17-30 tys. lat temu klimat Arktyki był łagodny, zaś Północny Ocean Lodowaty był o wiele cieplejszy. Takie także są wnioski uczonych kanadyjskich i amerykańskich. Według nich, w czasie tzw. Zlodowacenia Wisconsin, około 70.000 lat temu, w centrum Północnego Oceanu Lodowatego znajdowała się strefa umiarkowanego klimatu.
Według poglądów Walerija Diemina okres istnienia wysokorozwiniętej cywilizacji Hyperborei był 15-20 tys. lat temu i miała ona aparaty latające. I właśnie dlatego święte księgi wielu narodów opowiadają o kontaktach z „niebieskimi przybyszami”. Tubylcy przyjmowali latających Hyperborejczyków jako bogów czy półbogów.

Nieudane ekspedycje

Zrozumiałym jest, że kierując się podanymi wyżej przesłankami, poszukiwanie śladów Hyperborei miało sens na rosyjskiej i amerykańskiej Północy, na wyspach i archipelagach Północnego Oceanu Lodowatego, na szelfie oceanicznym, na dnie niektórych mórz i jezior. Większość takich stref poszukiwań znajduje się na terytorium Rosji. Istnieje założenie, że część lądu (być może ta największa) na której rozpościerała się Hyperborea, poszła pod wodę. Na to właśnie wskazuje następujący fakt:
Na jednej ze swych map, znany flamandzki kartograf Gerald Mercator (1512-1594), pokazał w rejonie Bieguna Północnego ogromny kontynent – archipelag kilku wysp przedzielonych rzekami. Przede wszystkim ów ląd odrysował on z jeszcze dawniejszej mapy, o czym napisał w jednym ze swych listów z 1580 roku.
[Podobnie rzecz się miała ze słynnymi mapami tureckiego admirała Piri – właściwie Piriego Ibn Hadżi Memmeta (1465-1553), który w 1513 roku wydał atlas map, które ponoć były przerysowane z starych map z czasów Aleksandra Macedońskiego – uwaga tłum.]
W Rosji w czasach Michaiła Łomonosowa (1711-1765) i carycy Katarzyny II (1729-1796) zorganizowano dwie ekspedycje na Północ z tajnym zadaniem dotarcia w rejon Bieguna Północnego i znalezienia tam Hyperborei. Obie ekspedycje były zatrzymane przez nieprzebyte lody.


„Szpieg” zlikwidowany!

W czasach ZSRR, w 1922 roku na poszukiwania śladów Hyperborei w głuchych rejonach Półwyspu Kolskiego poszła ekspedycja pod kierownictwem Aleksandra Wasiliewicza Barczenki – okultysty, badacza telepatii i hipnotyzera, a tak nawiasem mówiąc – współpracownika Szczególnego Oddziału Specjalnego OGPU.


[Losy tej ekspedycji opisano w artykule D. Sokołowa – „Północna Szamballa: ziemia nieznana” – zob. http://wszechocean.blogspot.com/2013/01/ponocna-szamballa-ziemia-nieznana.htm - uwaga tłum.]
Uczestnicy ekspedycji przebadali rejon Siejdoziera – N 67°27’03” – E 034°35’40”, znajdującego się w tundrze Łowozierskiej, pośrodku masywu górskiego na wysokości 189 m n.p.m. Miejsce to nazywa się tradycyjnie Rosyjską Laplandią.


Jezioro to otoczone jest z trzech stron stromymi skałami i wierzchołkami. Jego nazwa w języku Saamów – rdzennych mieszkańców tego regionu – oznacza tyle co „jezioro górskich duchów” i było ono święte dla okolicznych mieszkańców.


No i na brzegu jeziora, członkowie ekspedycji znaleźli naskalny rysunek człowieka z rozkrzyżowanymi rękami. Tam tez znaleziono ociosane granitowe bałwany, a także wybrukowane odcinki brzegu, podobne do dawnej drogi. A jeszcze było tam tajemnicze wejście, prowadzące do wnętrza ziemi, ale tam żaden z badaczy się nie spuścił, bo wszystkich ogarnął jakiś nieuzasadniony niczym strach.
Tak mówi oficjalna wersja. Jednakże jest domniemanie, że Barczenko odważył się zejść pod ziemię i znalazł tam coś bardzo ważnego. Tak czy inaczej, informacje o tej ekspedycji zostały utajnione, a potem zniszczone. Samego Barczenkę zlikwidowano jeszcze wcześniej: w kwietniu 1923 roku rozstrzelano go „za szpiegostwo”…

Zagadkowe znaleziska

Niejednokrotnie potem organizowano ekspedycje do Hyperborei i w naszych czasach dziewięć z nich prowadził Walerij Diemin. Szczególnie owocna stała się ekspedycja z 2001 roku, która udała się w rejon tegoż Siejdoziera. Pod dnem tego jeziora odkryto tunel zapchany iłem, a w przybrzeżnych górach po obu jego końcach – wewnętrzne pustki. Według poglądów geologów – naturalne powstanie takiej formacji jest niemożliwe. A bita droga znaleziona jeszcze przez Barczenkę okazała się być kamienna kładką, która zanurzała się na półtora metra pod ziemię. Nie jest wykluczone, że było to coś w rodzaju instalacji obronnych. A na dodatek znaleziono tam także kilka piramid, które były podobne do kurhanów, które do tego miały zupełnie płaskie wierzchołki – na których znajdowały się zupełnie płaskie powierzchnie. Znaleziono tam także resztki fundamentów, kamienne bloki o regularnych kształtach i przewrócone kolumny. Badając próbki odbite od bloków oceniono, że obrabiano je co najmniej 12.000 lat temu.
[Do tychże znalezisk należałoby dodać także niezwykły kamienny dysk znajdujący się w głębinach Bałtyku w Zatoce Botnickiej – na N 60°49’33” – E 019°47’45”. zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2015/09/tajemnice-monumentu-z-morza-batyckiego.html. Hipoteza o jego „ziemskim” pochodzeniu jest o wiele bardziej wiarygodna, niż majaczenia co bardziej nawiedzonych „ufologów” i innych mistyków - uwaga tłum.]
Wszystkie te znaleziska pasują do przekazów zawartych w starych tekstach mówiących o takich wydarzeniach, które mają związek z Hyperboreą i potwierdzają hipotezę o tym, że Dalekiej Północy, szczególnie na terytorium Rosji, jakieś 12-14 tys. lat temu, rzeczywiście istniała wysokorozwinięta cywilizacja.
[A czemuż by nie? Rosyjska Północ jest wciąż mało spenetrowana i poszukiwania powinny być prowadzone. A tak nawiasem, to godzi się tu wspomnieć, że Hiperborejczyków poszukiwali także niemieccy pseudonaukowcy z SS, należący do stowarzyszenia Ahnenerbe, którzy współpracowali w tym zakresie także z naukowcami radzieckimi – że wspomnę tylko wspólny lot niemieckim sterowcem LZ-127 nad radziecką Północą. Teraz jest zupełnie zrozumiałe, czego naprawdę szukali Niemcy z Rosjanami w 1931 roku nad radziecką Arktyką… (zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2013/10/fantomy-bieguna-ponocnego.html). Poza tym do radzieckiej Arktyki Niemcy chcieli się dobrać jeszcze w sierpniu 1942 roku w ramach Operacji Wunderland. Jej oficjalnym celem było topienie alianckich konwojów na Morzu Barentsa i Karskim oraz paraliżowanie tam radzieckiej żeglugi. Operacja ta zakończyła się fiaskiem. Zatopiono jedynie radziecki lodołamacz SS Aleksandr Sibiriakow. Niemiecki rajder - krążownik Admirał Scheer został uszkodzony w czasie pojedynku artyleryjskiego z radziecką baterią nabrzeżną (zainkasował kilka pocisków kalibru 152 mm) i uszkodzony musiał przerwać operację. Interesujące jest pytanie, czy Admirał Scheer miał do wykonania tylko to zadanie, czy nie było ono przykrywką dla jeszcze jednego – mającego związek z poszukiwaniem Hiperborejczyków? Samo kodowe nazwanie tej operacji – Wundeland – Kraina Cudów sugeruje założoną przeze mnie możliwość, że szukano Hyperborei oraz drogi do Agharty i Hiperborejczyków-Arartyjczyków, którzy pomogliby Hitlerowi wygrać II Wojnę Światową - uwaga tłum.]

Zrodlo:http://wszechocean.blogspot.com/2016/03/hyperborea-raj-na-biegunie-ponocnym.html

Hyperborea kraina w dalekiej północy

Na pewno słyszeliście o Atlantydzie, ale mało kto słyszał o kontynencie/wyspie Hyperborea, który według Herodota znajdował się na dalekiej północy.

Kontynent został zniszczony przez lód, a ludzie zamieszkujący go przenieśli się na południe. Szwedzki pisarz Olaf Rudbeck w 1679 roku twierdził, że to właśnie z tam tąd pochodzili protoplaści ludu Atlantydy. Pisarz umieścił Hyperborę na biegunie północnym.

Mitologia grecka umieszcza ten ląd "poza północnym wiatrem". Grecy uważali że Boreas, bóg Północnego Wiatru mieszkał w Tracji, a zatem Hyperborea to obszar który leżał daleko na północ od Tracji. Herodot pisał, że trzy wcześniejsze źródła wspominały Hyperboreans - Hezjoda i Homer.

Grecki poeta Pindara opisywał tą ziemię jako doskonałą, ze słońcem świecącym 24 godziny na dobę (to sugeruje miejsce w obrębie koła podbiegunowego).

Wraz z Thule, Hyperborea byja jednym z kilku terrae incognitae (z łaciny - ziemia nieznana, niezbadana) dla Greków i Rzymian. Pisarze tacy jak Pliniusz, Pindar i Herodot oraz Wergiliusz i Cyceron informowali, że ludzie na tym obszarze żyją po tysiąc lat i cieszą się pełnią życia.

W IV wieku przed naszą erą Hekatajos z Abdery zebrał wszystkie historie o Hyperboreanach i opublikował o nich długi traktat, niestety został on utracony, o jego istnieniu informuje nas Diodor z Sycylii:

"W regionie poza krainą Celtów na oceanie leży wyspa mniejsza od Sycylii. Ta wyspa położona jest na północy i jest zamieszkałą przez Hyperborean, którzy są tak nazywani ponieważ ich dom leży poza punktem skąd wieje północny wiatr (Boreas). Wyspa jest żyzna i urodzajna, klimat na niej jest umiarkowany".



Hekatajos z Abdery napisał również, że Hyperboreanie na swojej wyspie posiadali okrągłą świątynię, co niektórzy badacze próbowali identyfikować jako Stonehenge. Ptolemeusz i Marcjan z Heraklei umieszczali wyspę na Morzu Północnym i nazywali je oceanem Hyperborean. Oni też opisywali, że słońce wstaje tam raz w roku. To również sugeruje koło podbiegunowe.


Hellenczycy myśleli, że sam bóg Apollo spędza zimę na tej tajemniczej wyspie. Starożytny grecki pisarz Theopompus w swojej pracy Philippica stwierdza, że Hyperboreę chciała podbić duża armia pochodząca z innej wyspy. Plany porzucono ponieważ dowódcy stwierdzili, że Hyperboreanie posiadają silniejszą armię i dodatkowo błogosławionych ludzi. Ta niezwykła historia według niektórych była zwykłym mitem. W tej historii/legendzie dowiemy się że Boreades byli potomkami Boreas i Chione (lub Khione) nimfy śniegu. Założyli pierwszą monarchię na Hyperborei. Tą legendę zachowano w pismach Aelian.



"Ten bóg [Apollon] ma za kapłanów, synów Boreas i Chione, kapłani mieli 6 łokci wzrostu [około trzech metrów]"

Aelius Herodianus w III wieku pisał, że mityczni Arimaspi byli identyczni pod względem fizycznym do Hyperboreanów (De Prosodia Catholica, 1.114). Podobnie pisał Stefanos z Bizancjum w VI wieku (Ethnica, 118. 16). Starożytny poeta Kallimach opisywał Arimaspów jako ludzi o jasnych włosach.

"Smoky God - Voyage to teh Hollow Earth" to historia Olafa Jansen i jego ojca. Opowiada o ich podróży żaglówką do wnętrza ziemi, poprzez lodowce w regiony dalekiej północy. Olaf Jansen urodził się w 1811 roku i miał 18 lat, gdy ruszył wraz z ojcem na wyprawę. Rozpoczęła się w kwietniu 1829 roku i pierwszy etap zakończył się w czerwcu tego samego roku. To było po tym jak dotarli ze Sztokholmu do Ziemi Franciszka Józefa. Tam zdecydowali udać się dalej na północ, gdzie ich zdaniem miała znajdować się ziemia "wybranych". Po ucieczce przed ostrą burzą i ominięciu niebezpiecznych gór lodowych płynęli gładko przez jedenaście dni w kierunku jak im się wydawało północnym. Kilka dni później dotarli do brzegów wielkiej rzeki, która poprowadziła ich dalej w głąb lądu. Płynęli tak do pierwszego września. W końcu zakotwiczyli na piaszczystej plaży gdzie zostali powitani przez sześciu ogromnych mężczyzn. Mężczyźni ci byli przyjaźnie nastawieni. Ojciec Olafa opisywał to tak: "Mieli piękne duże domy, zdobione złotem, które było używane za metal. Głównym ich zajęciem było rolnictwo oraz posiadali winnice. Warzywa i owoce rosły ogromne i bujne. Były pyszne. Drzewa w lasach oraz zwierzęta też były większe niż normalnie, powietrze było bardzo orzeźwiające."

John G. Bennet napisał artykuł badawczy "The Hyperborean Origin of the Indo-European Culture" w którym stwierdził, że pochodzenie indo-europejczyków jest właśnie daleka północ. Idea ta została wcześniej zaproponowana przez Bal Gangadhar Tilak w 1903 roku, oraz przez austro-węgierskiego etnologa Karla Penka w 1883 roku.

Zrodlo: http://paranormalzone.pl/swiat-odkrywcy/strefa-sceptyka/item/305-hyperborea-kraina-w-dalekiej-polnocy

środa, 2 marca 2016

Tajemnice Słowiańskiej Cywilizacji


„Miejsce w świecie bożym, gdzie Bóg przysłał was, okrążcie ciasnymi rzędami, brońcie go dniem i nocą. Nie miejsce, wolą (brońcie) – z mocą jego troszczcie się. Gdzie wy będziecie, będą dzieci, pola, przepiękne życie. Rasijunia czaruje oczy, nigdzie od niej nie odejdziesz. Nie jesteśmy jeszcze, ale będziemy my jej, w tym świecie bożym.”

Równo 100 lat temu, podczas wykopalisk w starożytnym mieście Fajstos, znaleziono dysk. Wspaniały wzór nieznanego dotychczas pisma. Stał się on symbolem wszystkiego co tajemnicze i zagadkowe w dziedzinie starożytnej historii, archeologii i lingwistyki.

Tajemnica słowiańskiej cywilizacji

Giennadij Stanisławowicz Griniewicz, po ukończeniu z wyróżnieniem Uniwersytetu w Moskwie, ogromną część swojego życia poświęcił ulubionej pasjii – geologii. Z racji wykonywanego zawodu, podróżował po kraju, zajmując się eksploracją podpowierzchniowych gruntów, pracował w najbardziej ekstremalnych warunkach, od Kaukazu po Daleki Wschód. Niespodziewanie dla kolegów z pracy i znajomych, w szczycie swojej kariery, przerwie działalność geologiczną, opuszcza Moskiewskie mieszkanie, przenosi się do Twerskiej guberni spędzając tu większą część swojego czasu.

Dopiero później, kiedy wyjdzie jego pierwsza książka, stanie się jasne, dlaczego Griniewicz poświęcił około 20 lat życia badaniom w dziedzinie historii i lingwistyki. Sprawcą tego niespodziewanego obrotu losu stanie się tajemniczy dysk z Fajstos. Griniewicz wykonał fundamientalną pracę, w zasadzie pod każdym względem – odkrył najstarsze pismo Słowian. Ale o tym później. Na samym początku zagłębił się on w najbardziej skryte, sprzeczne, mało znane dokumenty historyczne.

Pismo

W. N. Tatiszczew (1686-1750)

‚Prawdą jest, że Słowianie, na długo przed Chrystusem, i słowiano-rusią, właściwie do Włodzimierza, posiadali swoje pimo, w czym nam zaświadczają liczni starożytni pisarze.”

Katarzyna II (1729-1796)

„Niemniej jednak, po słowach Nestorowych i innych, należy sadzić, że Słowianie do Nestora pismo swoje posiadali, ale zostało ono utracone, lub jeszcze nie odnalezione, i dlatego do nas nie dotarło. ”

M.W. Łomonosow (1711-1765)

„Czyż nie można bądzie odmówić chwały narodowi rosyjskiemu, jeśli jego pochodzenie i nazwę umieszczono tak późnoprzecząc dawnemu, w czym inne narody sobie cześć i chwałę upartują?”

Michajło Wasiljewicz Łomonosow, genialny rosyjski uczony. Z jego odkryć w dziedzinie chemii, fizyki, geologii, geografii świat korzysta i po dziś dzień. Wybitny badacz historii ojczystej, Łomonosow poddał analizie i ciężkiej krytyce prace Schlözera, Bayera i Millera. I, jak profesjonalny naukowiec, odpowiedział na nadzwyczaj ważne zagadnienia dotyczące historii pochodzenia Słowian.

Fragment z filmu „Michajło Łomonosow”:

„- Czy sugeruje się pan moją rozprawą o pochodzeniu Rosów? – tak, właśnie na nią. Pochodzenie państwa Rosyjskiego od Szwedów, t.je. uściślając od normanów… Co nie tylko nie posiada podstaw naukowych, ale jest też dla Rosjan głęboko obraźliwie.. Przejrzyjcie sobie kroniki Nowogrodzkie, dzieła greckich i rzymskich pisarzy, gdzie się wspomina o naszych Słowiańskich przodkach, zarządzanych przez naszych kniazi… Na długo przed przybyciem Ruryka na Ruś… ”

Tezy Millera omawiano w Akademii cały rok. Została ona zakazana decyzją konferencji. Oburzony twórczością Millera, Łomonosow zmuszony był podjąć się napisania starożytnej rosyjskiej historii, w oparciu o pierwotne źródła i unikatowe
dokumenty świata antycznego. Im głębiej Griniewicz zanurzał się w historyczne dokumenty, tym większe było jego zdziwienie nieobecności systemowego podejścia do analizy najważniejszych historycznych świadectw.

Griniewicz: „Przecież istnieją historyczne źródła z 9-10 wieku, które świadczą o tym, że Słowianie posiadali swoje pismo. Tutaj w szczególności podejmę słynną „Opowieść o piśmie” Czernoriżca Hrabra bułgarskiego zakonnika żyjącego na przełomie 9 lub 10 wieku. Pisał w tym czasie, że Słowianie ksiąg nie mieli, „ale czertami i riezami czytają i gadają”.

Ostatnimy czasy pojawiło się niemało poważnych publikacji i badań naukowych historyków i językoznawców, wskazujących na znacznie starsze powstanie wspólnot i pisma u Słowian, rozleglejsze miejsca przesiedleń Słowno-Ariów – starożytnych russów i ich wpływ na powstanie starożytnych kultur u innych narodów. Potwierdzających, i „Arktyczną teorię” Tilaka, i badania Łomonosowa, Tatiszczewa, Kłassiena, oraz innych licznych uczonych. Specjalne miejsce zajmują prace wybitnego naukowca – akademika Rybakowa.

Borys Aleksandrowicz Rybakow: „To co jest uważane za pierwotne miejsce zasiedlenia Słowian warunkowo nosi nazwę, praojczyzna Słowian…”

Griniewicz: „Na Ukrainie, we Wschodniej Ukrainie, istnieje tak zwana Czerniachowska archeologiczna kultura. Boris Aleksandrowicz Rybakow twierdził, że to kultura Słowiańska. Ale wszyscy pozostali naukowcy – specjaliści, ci którzy interesowali się tym uważali, że to kultura germańska. Na tej podstawie, że na wyrobach kultury Czerniachowskiej istnieją napisy. Uczeni ci oponowali Borysowi Aleksandrowiczowi w ten sposób: „Słowianie nie mieli pisma, dlatego nie może to być kultura słowiańska”.

W 2-5 wieku naszej ery, na odwiecznych słowiańskich ziemiach, od Średniego Dniepru po Dunaj,
umocniło się państwo antów, izrewli(?) żyjących we wspólnocie narodowej i opierających się inwazji gotów.

Griniewicz: Naliczyłem ponad 100 znaków. A jeżeli w piśmie jest więcej niż 100 – różnych kształtów znaków, znaczy to, że nie może być alfabetycznym pismem. O ile we współczesnym rosyjskim piśmie są np. tylko 32 litery, w głagolicy było ich 43. A tu mamy 100 różnych graficznych znaków. To znaczy, że mamy do czynienia nie z pismem alfabetycznym, a zgłoskowym. I jest dla mnie całkowicie jasne, że Borys Aleksandrowicz Rybakow miał rację.

Praca Griniewicza – to ogromnych rozmiarów trud, żmudnie zebranych i przestudiowanych dokumentów. Napis na Nowoczerkaskiej bakłażce: „Żeby jedzenie nie poruszało się jak woda, wziąwszy całość dwóch stron, pij to.” Przy zestawieniu znaków, typu czert i riezów, z cyrylicą i głagolicą, bułgarską albo chorwacką, odkryto 23 znaki, zgodnych w formie. A więc, Cyryl czerpał znaki do swojego alfabetu ze starszego słowiańskiego pisma.

Rozkwit wielkiej kultury Trypolskiej datowany jest na 3-4 tysiąclecie pne. i obejmuje terytorium od Dniepru do Dunaju. Ziemia, obsiane niwa, zostały upodobnione do kobiety. Stąd – pokłon Matce Wszelkiego Istnienia – bogórodzicy Ładzie (Łada). Trypolcy byli doświadczonymi rolnikami. Tylko samej pszenicy wychowywali 4 odmiany! Nie mówiąc już o innych zbożach. W złożonych deseniach, ozdabiających ceramikę Trypolców widać odbicie świata, jego jedność. Za zewnętrzną wytwornością linii ornamentu skrywa się wszechobecna znajomość praw „niebieskiej mechaniki”, powstawanie gwiazd i ruch galaktyk, zrozumienie życia wszechświata i miejsce prarodziny w kosmicznym cyklu obrotowym planet.

A.R. Korwin-Piatrowski, kandydat nauk historycznych Ukraińskiej Akademii Nauk: „Na Ukrainie mamy całkowicie unikalny fenomen w skali całej Europy, a nawet całego świata. To Trypolska osada-gigant. Na przykład osada Talenki, która zajmuje 4,5 kilometra kwadratowego. Dzięki geomagnetycznym badaniom, określiliśmy, że w tej osadzie było 2700 mieszkań. Wykopano do tej pory na dzień dzisiejszy tylko 31. Z poprzednich danych wynika, że w takiej osadzie mogło mieszkać idąc za ewidencją różnych ocen demograficznych, od 8 do 12 tysięcy ludzi.

Liczba mieszkańców Trypolskiego grodziska przekraczała Kijów, czasów Jarosława Mądrego. Ponad 4000 lat temu Trypolcy wznosili 2-piętrowe domy, z potężnymi drewnianymi ścianami i pokryciami dachów!

S.W. Żarnikowa, kandydat nauk historycznych: „To nie były gliniane domy. W Trypolu były domy z bali, 2 a nawet 3 kondygnacyjne. Co dla współczesnej Ukrainy, na przykład, nie jest charakterystyczne. To charakterem przypomina Zakarpacie i Podkarpacie. Nawiasem mówiąc nazwy rzek w tej rusińskiej Ukrainie to Podkarpacie, Zakarpacie, absolutnie identyczne, na przykład nazwy znajdujemy na terytorium Wielkiego Ustiuga, Tarnowskiego lub Totemskiego rejonu Rosji. Idące ciągiem, spotykamy jednakowe nazwy. I właśnie, konkretnie, w tych lokalnych regionach. ”

A.R. Korwin-Piatrowski: „Najbardziej charakterystycznym rozplanowaniem budowania dla Trypolskiej kultury było po kręgu. Gdzie mieszkania rozłożone są wzdłuż kręgu, przy czym przekrojami poprzecznymi bez drzwi wychodzą na zewnątrz, a drzwiami do środka osiedla.”

Dokładnie taką samą zasadą założono i w architekturze Arkaim, unikatowego miasta-obserwatorium, odkrytego naPołudniowym Uralu. Stonehenge – „rodzimy brat” Arkaim pod względem struktury budowy, znajduje się na tej samej paraleli z nim, na Południu Anglii. Czyżby to jakiś zbieg okoliczności lub reguła?

Griniewicz: „O tym, że Trypolcy prześcignęli wszystkie otaczające narody, nikt nie ma wątpliwości. Oni także władali pismem. Na wyrobach ceramicznych znaleziono duża ilość pojedyńczych znaków. Te znaki zebrano, pogrupowano i ich ilość też przekracza 100. Jest ich nawet więcej, bo 150. Co świadczy o tym, że u Trypolców pismo także było zgłoskowe. Ale najciekawsze w tym, że kiedy porównać te pojedyńcze znaki ze znakami dysku z Fajstos, to okazuje się, że w swojej graficznej podstawie są one absolutnie identyczne. Tak więc wszystko co dotyczy Trypola, i obecności w tej kulturze pisma, nie budzi u mnie żadnych wątpliwości.

Wiadomo, że kultura Trypolska w 2000 roku pne. doznała ciężkiej porażki (razor). Jednak pozostaje do dziś zagadką – dlaczego trypolcy, opuściwszy swoje osiedla nie wzięli ze sobą swoich rzeczy?

Słowianie przenosili się nie stopniowo, a migrowali przenosząc się jak ptasie przeloty z mijsca na miejsce. Widocznie dlatego, Grecy nazywali ich bocianami, „Pelazgami”.

Wiadomo także, że w 3 tysiącleciu pne. Prasłowianie, w swoich migracjach z Trypola na Południe, osiągnęli Pendżab i Indus, gdzie stworzyli największą protoindyjską kulturę. Na fundamencie której wzniesie się kultura Starożytnych Indii.

S.W. Żarnikowa: Faktem jest, że jeszcze w 1903 roku wybitny indyjski badacz Bal Gangadhar Tilak napisał swoją książkę „Arktyczna ojczyzna z Wed”. I dzieki temu, że był braminem miał dostęp do świętych tekstów. Kiedy przeanalizował Rygwedy i Awesty odkrył, że opisują takie zjawiska, które nie są możliwe na południowej szerokości geograficznej a dokładniej od 56% Północnej szerokości. To – ruch gwiazdozbiorów Zapolaria, Przypolaria (Circumpolar) i Zorza Polarna, rok podzielony na dwie połowy – pół roku dzień, pół roku noc. Ten opis topnienia wiosennych śniegów. Jest tam taka ilość geograficznych i astronomicznych realiów, których w Indiach po prostu nie ma. Siedem gwiazd Wielkiej Niedźwiedzicy zawsze znajdują się wysoko, i obracają się okrężnie wokół Gwiazdy Polarnej. Wszystkie gwiazdozbiory. Ten krąg można zobaczyć tylko w Przypolarnych północnych regionach. Na terytorium Europejskiej Północy zachowała się ogromna ilość nazw rzek, jezior, które tłumaczone są tylko z sanskrytu.

Griniewicz: „Spojrzyjcie, na naszą Ołoniecką gubernię. Tam płynie rzeka Śiwa, w pobliżu niej Ganeż, Padma, co znaczy „lotosowa (lotosu)”. Do tego wszystkiego trzy rzeki Gangesy. Dwa Gangesy na terytorium okręgu Archangielskiego. Nasza Suchona wołogodzka w sanskrycie znaczy „łatwa do pokonania”.

S.W. Żarnikowa: Jeszcze w 17-18 wieku w Indiach, małżeństwo w wyższych kastach było uważane za bezprawne, jeżeli zapisu o nim nie zrobiono na korze brzozowej! Przy czym w samym sanskrycie jest słowo „nahczitam”, t.je. „nieczytelne”. A to znaczy, że w tych czasach umiano już pisać. Oto proszę, Cyryl i Metody. Czy oni stworzyli sławiański Alfabet? A może jednak do tego czasu były były czerty i riezy, które zapisywano na korze brzozowej.

Griniewicz: Ilość napisów tzw. kultury proto-indyjskiej, jest ogromnie dużo. Jurij Knorozow, który próbował rozszyfrować proto-indyjskie pismo twierdził, że sanskryt jest kopią języka proto-indyjskiego. Proszę sobie wyobrazić, jak ciekawe okazuje połączenie… Wszyscy dziwią się – skąd w sanskrycie taka ilość sławiańskich form i słów? W tym samym czasie oni kontynuują swoje wywody, że to kopia z proto-indyjskiego. Ale wtedy okazuje się, że oryginał był Słowiański.

S.W. Żarnikowa: Na dzień dzisiejszy profesor Sharma, odpowiadając na pytanie – który z języków on uważa za najbliższy, powiedział: „bez wahania odpowiem. To Ruski i sanskryt.” A May mówił, że język Ruski – to język Słowiański w swoim indoeuropejskim naturalnym rozwoju. I język ten, wnioskując z tej nomenklatury, w formie, którą w nim założono, kształtował się tu, w Rosji, na Północy, niedaleko regionu Podbiegunowego i to jest normalne. Naturalnie, że tu trzeba szukać bardzo licznych korzeni. I nas, na przykład, nie dziwi fakt, że Chołmogory leżą na takich wyspach, jak Khur i Nal. Chociaż w Mahatharacie przodkowie ariów noszą nazwę Khur i Nal.

Kreteńskie mocarstwo – gospodarz morza Egejskiego znajdowało się u szczytu swojej potęgi, kiedy do Krety dotarła silna fala po wybuchu wulkanu Santorin, wywołując duże zniszczenia. Wyspa została pokryta warstwą popiołu. Miasta Krety zostały zamienione w ruiny a wyspa w martwą pustynię. Mieszkańcy Krety porzucili wyspę. Do końca ubiegłego wieku nic nie było wiadomo naukowcom, o dawnej potędze Krety. Pałace były skryte grubą warstwą ziemi, a na jej powierzchni stały ubogie chaty. Tym bardziej niespodziewane i znaczące było odkrycie archeologa Artura Evansa. Wspaniały pałac władcy Knossa objawił się przed zdumionymi oczami archeologów. Ale jeszcze bardziej zdumiewające okazało się archiwum knosskiego pałacu. Setki glinianych tabliczek, pokrytych nieznanym pismem. Pierwszej próby rozszyfrowania kreteńskiego pisma podjął się Artur Evans. Ale nie mógł posunąć się dalej w formalnej analizie, ograniczył się więc do klasyfikacji. Jego pracę kontynuował Anglik Michael Ventris. Pojawiła się nauka o rozszyfrowywaniu kreteńskich napisów – mykenologia. Jednak zrozumiałych tekstów, po wszystkich próbach ich rozszyfrowywania, praktycznie nie było. Nie dawały się tłumaczyć. Griniewicz zajął się rozszyfrowywaniem kreteńskich napisów w poszukiwaniu początków pisma, typu czertów i riezów. Wyszedł on z założenia, że autorzy kreteńskich napisów – Pelazgowie jawią się jako praSłowianie.

Griniewicz: Na Krecie w swoich czasach, 2000 lat wstecz, istniało pismo. Z jego osobliwym typem i budową. Specjaliści nazwali je „Egejskie Selibary”. Tak więc egejskie selibary charakteryzują się zgłoskami otwartych sylab. Takie właśnie pismo wykonane było na słynnym zagadkowym Dysku z Festos.

Unikalny skarb starożytnej Krety, znaleziono w królewskim pałacu w czasie wykopalisk starożytnego miasta Festos. Latem 1908 roku ukazał się wspaniały wzór nieznanego do tej pory pisma – Dysk z Festos. Prób rozszyfrowania Dysku z Festos było wiele. Jako kluczowych języków użyto: grecki, hetycki, likijski, ko(a)ryjski a nawet semicki. John Chadwick, najbardziej doświadczony dekryptolog, powiedział pewnego razu: „Rozszyfrowanie tego napisu pozostaje poza granicami naszych możliwości„.

Griniewicz: Ale najbardziej zdumiewające było to, że kiedy zacząłem porównywać po prostu znaki… To znaczy brałem tabelę pisma linearnego „A” i „B” (z Dysku z Festos) i porównałem ze znakami czertów i riezów, to znajdywałem duże podobieństwo bardzo dużej liczby znaków. Koło 70-80 %. Znaki posiadały absolutnie identyczny kształt. Okazuje się, że Kreta 2-go początek 3 tysiąclecia pne., jej kultura została stworzona przez Słowian. I język, którym oni mówili, w gramatycznej budowie składni jest bardzo zbliżony do języka staroruskiego.

Za gablotami Iraklońskiego muzeum zastygła terakotowa symfonia najstarszej indoeuropejskiej wiedzy, której słoneczna esencja została zręcznie zaszyfrowana w geometrycznych ornamentach i figurkach bogów. Duchowy i genetyczny związek
praSłowian ze Stwórcą, najgłębsze zrozumienie przyrody Wszechświata przekazywało się z pokolenia na pokolenie, niezmiennie dziedzicząc tradycje Północnej praojczyzny Słowian.

S.W. Żarnikowa: Tu można zobaczyć ornamentalne wzory, które zobaczycie i w Trypolu – poczwórnej swastyki, zgromadzone razem. One są bardzo częstym motywem w północnoruskim ornamencie. I wydaje się, że są one związane z bardziej Starożytną Ascezą Pięciu Ogni. Gdzie kapłan, czekając na przyjście Słońca stawał pomiędzy 4 ogniskami w formie swastyk, i uważało się, że piąty ogień – to sam kapłan.

Rożanicy, oto oni (podobieństwo do figurki bogini z Krety). Proszę, ma głowę, dwie pary rąk. Oto oni czteroramienni bogowie i boginie Słowian. Pamiętamy, że w Wedyjskiej i Awestyckiej tradycji i Kalash Hindukush, w pierwszej fali migracji na kontynent euroazjatycki, istnieje pewne zrozumienie pirwszych początków, dla rodzącej kobiety, krowy i drzewa ze złotymi (jesiennymi) liśćmi.

Spojrzyjcie uważnie na ten główny ornament. To taka złożona meandrowa wyrysowana kompozycja. I to jest zrobione w 19 wieku przez Gryzowiecką chłopkę. Różnica czasu między tym i tamtym jest 20.000 lat. A ornamentalny schemat nadal pozostał!

Wczesną wiosną 1828 roku, w czasie orki, rolnik z Toskanii odkrył etruski grobowiec. Przy blasku pochodni archeolodzyodnaleźli idące w głąb sklepienia. Objawiła im się antyczna Etruria taką, jaka istniała w czasach swojej świetności. 20 wieków po jej śmierci ukazała się na nowo prawie zapomniana starożytna cywilizacja. Najstarsze pamiątki pisma na półwyspie Apenińskim należą do Etrusków. Rzymianie pisali: „Etruscan non legitur”. Co znaczy: „Etruskiego nie czyta się”. Kim byli Etruskowie? W jakim języku mówili? Pracując z etruskimi napisami, Griniewicz wyjaśnił, że i w etruskich tekstach jest także duża liczba znaków. Ilość ich dochodziła do 100. Wskazywało to podobnie na zgłoskowe (sylabiczne) pismo.

Griniewicz: A najbardziej zdumiewające było to, że kiedy zaczęliśmy porównywać znaki czert i riezów z kreteńskimi, znaki protoindyjskiego pisma z etruskimi napisami, to zauważyliśmy pełne graficzne podobieństwo. I treść tych testów była bardzo jasna i wyraźna. Muszę powiedzieć, że spotkaliśmy się ponownie z naszym językiem, umownie nazywanym prasłowiańskim. Chociaż na dzień dzisiejszy nazwałbym go praruskim.

Istnieje obecnie więcej niż 10.000 etruskich tekstów. Na przykład, napis na lustrze z brązu zawiera przypomnienie mądrości: „Zatracenie w bogactwie, osłabia twe siły. „Rojem” żywy.” „Kto, jeśli nie ja, obroni twoich żywych, a nie martwych„, – głosi napis na hełmie.

Griniewicz: W początkach naszej ery istniał słownik Stefana Bizantyjskiego, w którym jednoznacznie i wyraźnie napisano, że „Etruskowie – to Słowiańskie plemię”.

Już w 10 wieku pne. istniała kultura Etrusków. Miasta, wyposażone w wodociągi z wszystkimi systemami komunikacji, wydobycie rud, obróbka metali, perfekcyjna ceramika – wszystko to mówi o wysoko rozwiniętym mistrzowskim narodzie. Narzędzia, wyrafinowane bronie, lustra i parasolki – wszystko to było najdoskonalsze w całym basenie morza Śródziemnego. Te kanopy, przeznaczone do rytualnych pochówków, spotykane są w całych Włoszech i
opatrzone pieczęciami, do bólu znajomymi, sakralnymi ornamentami z Rosyjskiej Północy. Pierwsze wykopaliska datowane są na początek 18 wieku. Znalezione porażały wyobraźnię. Ta kultura znała już to wszystko, co wcześniej przypisywano pomysłowemu geniuszowi starożytnych Rzymian. Ale okazało się, że Rzym ma prehistorię. I to jeszcze jaką! Ponad 2000 lat wstecz Etruskowie byli w posiadaniu znacznej części półwyspu Apenińskiego. Byli gospodarzami zachodnich mórz i niepodzielnie panowali na całym morzu Tyreńskim. Starożytnych Rzymian nazywają nauczycielami Zachodniej Europy. Ale nauczycielami nauczycieli – byli Etruskowie.

Senior Lanfranco Severini pracuje od 35 lat w Etruskiem Archeologicznym muzeum w Tarkwinii. Opowiedział on nam o istocie solarnych znaków i o genetycznym związku Etrusków ze Słowianami. „Massimo Palatino, najwybitniejszy włoski uczony”,- powiedział nam senior Severini – „dawno temu pisał o związku Etrusków i Słowian w swoich pracach naukowych”. Ale i my nie pozostaliśmy dłużni i opowiedzieliśmy seniorowi Severini o pierwotnych słowiańskich korzeniach starowłoskiego nazwiska „Severini”.

Jeszcze w 1926 roku nasz wybitny archeolog Gorodcow pisał, że ornament swastyki, meandry, gąski z naszych haftów przyszły nie z Indii ani z Grecji. Wszyscy to pochodzi jeszcze z czasów Paleolitu. I wszystko to zachowało się w hafcie Rosyjskiej Północy, w hafcie Ruskich chłopek. Co jest jasne i czyste jak rodowa pamięć. Wybitny badacz ornamentu Iwanów powiedział: „Tak, oddzielne elementy ornamentu można spotkać u różnych narodów, ale takie złożone dywanowe ornamenty mogą być tylko wynikiem genetycznej więzi narodu”. Stasow w 19 wieku pisał: „To tekst składny, zapisana melodia, która jest nie tylko dla oczu ale też dla umysłu i uczuć (ducha).” Starożytne pisma, są jak przewodnia nić do zrozumienia tajemnicy słowiańskiej cywilizacji, rzucając światło na Wiedzę o zapomnianej tradycji naszych przodków. Jak gdyby z głębi duchowego zawieszczenia tysiącleci, dysk z Festos przynosi nam otwarte przesłanie:

„Miejsce w świecie bożym, gdzie Bóg przysłał was, okrążcie ciasnymi rzędami, brońcie go dniem i nocą. Nie miejsce, wolą (brońcie) – z mocą jego troszczcie się. Gdzie wy będziecie, będą dzieci, pola, przepiękne życie. Rasijunia czaruje oczy, nigdzie od niej nie odejdziesz. Nie jesteśmy jeszcze, ale będziemy my jej, w tym świecie bożym.”

Zrodlo https://treborok.wordpress.com/slowianszczyzna/tajemnice-slowianskiej-cywilizacji/