sobota, 29 sierpnia 2015

Wiedza tajemna w Egipcie

Julian Ochorowicz
„Wiedza tajemna w Egipcie”

Prawdopodobnie w Egipcie nauczanie było raczej odgadywaniem symbolów niż wykładem. Misterie były
objawiane, nie objaśniane, przypuszczano bowiem, że tylko ten, kto sam doszedł prawdy, zasługiwał na nią;
a tendencja ta była powszechna w nauce kapłańskiej, zawsze bowiem za źródło prawdy uważali objawienie,
nawet wtedy, kiedy własną pracą do niej doszli. Można Egipt uważać za główną ojczyznę tej
antypoglądowej metody nauczania.
Zdaje się, że obok wspomnianych ćwiczeń, od nowicjuszów wymagano postów i różnych prac
fizycznych, mających na celu poznanie wytrwałości kandydata i zahartowanie jego ciała.
Czy były także próby, w rodzaju tych, jakie później stosowano np. w świątyniach eleuzyńskich - a które
w następnych wiekach przejęli wolnomularze?
Być może, chociaż jako polegające na farsach i fantasmagoriach, nie odpowiadały poważnej naturze
egipskiego umysłu i dlatego, przynajmniej w tej samej formie, są wątpliwe.
Ponieważ jednak niektóre fragmenty prób eleuzyjskich niewątpliwie pochodzą z Egiptu, przytoczę je w
kilku obrazkach.
Nie znalibyśmy nigdy tych sekretów, gdyby nie buntownicza natura jednego dytyrambisty greckiego,
który z narażeniem życia, ogłosił je światu. Mowa to o Diagorasie z Melos, tym, o którego skazaniu na
śmierć przez kapłanów, za zdradę przysięgi, bezimiennie wspomina Arystofanes. Otóż ów Diagoras, przez
niektórych zaliczany do sofistów, rozmyślając nad wiarą swych współobywateli, doszedł do przekonania, że
mitologia grecka jest stekiem głupstw i niedorzeczności, i wsparty na Demokrycie, u którego uczył się
filozofii, postanowił rozpocząć między rodakami propagandę nowych pojęć. Słysząc jednak ze wszech stron
powoływanie na potęgę kapłanów eleuzyńskich, jako dowód nadziemskiej pomocy, jaką bogowie niosą
wtajemniczonym, postanowił sam się wtajemniczyć.
Przyjmowanie nowicjuszów odbywało się tylko raz na 3 lata i trwało 9 dni. Trzy pierwsze poświęcano
modlitwie, postom, oczyszczeniom i ofiarom, oraz procesjom nad brzegiem morza.
Czwarty dzień zajmowały tańce święte i pantomimy, wyobrażające porwanie Prozerpiny, oraz odkrycie
sztuki agronomicznej (kapłani egipscy zaliczali sztukę uprawy roli również do swoich tradycji, oni to dawali
ludowi rady dotyczące uprawy roli), wreszcie zabawy i uczta na łące.
Piątego dnia pochód z pochodniami, naśladowany z Sais w Egipcie: kandydaci postępują po dwóch z
pochodniami w ręku, a następnie, zawsze w grobowym milczeniu, podają sobie i odbierają pochodnie z ręki
do ręki. Miało to symbolizować braterstwo światła w zakonie.
Szóstego dnia iluminacja i muzyka na cześć Bachusa: kapłani śpiewają hymny i idą z procesją do
świątyni.
To wszystko odbywało się jawnie.
Teraz zaczynają się próby tajemne, które zajmują „trzy dni mistyczne”.
Kandydaci zbierają się w sali zupełnie ciemnej, u wrót tajemnego przybytku. Naraz wrota otwierają się z
trzaskiem, a w głębi ukazuje się obraz szalonej burzy: wiatr świszcze, pioruny biją, błyskawice oświetlają
widnokrąg, ziemia drży pod nogami. Z głębi przepaści wychylają się węże syczące. Słychać jęki i krzyki
rozpaczy, a przy świetle błyskawic ukazują się co chwila straszne widziadła, trupy zakrwawione, szkielety i
potwory różnych kształtów.
Po chwili wszystko cichnie i zasłona zapada. Podnosząc się znów, odsłania widok Teatru (piekła). Ofiary
poddane mękom różnego rodzaju, duszący zapach siarki i rzeki płomienne straszą nowicjuszów, którzy
jednak po chwili, dla uspokojenia, otrzymują widok pól elizejskich (nieba), tchnących wiosenną rozkoszą.
Cieniste gaje kryją pary kochanków, przeczyste strumienie szemrzą rozkosznie - scena zasypuje się
kwiatami, na łąkach widać wspaniałe uczty, a z dala dolatują dźwięki uroczej muzyki.
To tylko prolog, teraz nastąpi właściwa tragikomedia. Po powtórzeniu przysięgi na dochowanie wiecznej
tajemnicy przed posągiem Cerery, lśniącym od złota i drogich kamieni, i po przemowie Wielkiego Kapłana,
który zapewnia wtajemniczonym życie pełne rozkoszy - dodając, że zjednuje się bogów ofiarami dla
kapłanów kandydatów rozdzielają i umieszczają osobno, w ciemności.
Diagoras, siedząc w swej celi, podsłuchał rozmowę maszynistów, którzy jednego z kandydatów
omdlałego wynieśli tam dla ratunku.
- Jak zacząłem udawać węża, nie wytrzymał i zemdlał - mówi jeden z aktorów.
Diagoras rozmyślał z oburzeniem nad tym co słyszał, gdy dano mu znać, że na niego kolej. Stawiono go
przed obliczem sześciu kapłanów zamaskowanych, w białych szatach egipskich, oblamowanych srebrem,
stojących przed wielkim stołem. Na stole leżały trupie głowy, szkielety i puchary z cykutą.
- Nowicjuszu - rzekł najstarszy z nich - zanim przestąpisz święte progi, przypatrz się przedmiotom. Są to
czaszki tych, którzy odważyli się zdradzić nasze tajemnice. Czy masz dosyć odwagi, aby przejść ostatnie
próby?
- Mam.
- Przysięgnij więc na brodę Demiurga, że raczej pozwolisz sobie wydrzeć życie, niż jedną z naszych
tajemnic.
- Przysięgam.
Po trzykrotnym powtórzeniu długiego tekstu przysięgi, czterech drabów ujęło go za ramiona i
poprowadziło na „pole śmierci”.
Przeszedłszy przez jakiś ciemny korytarz, w którym różne potwory, wśród pisków i wrzasków otwierały
nań paszcze przy świetle błyskawic, znalazł się naraz przed wąskim wejściem, strzeżonym przez dwóch
cyklopów z podniesionymi pałkami.
„Postanowiłem mimo to iść naprzód - mówi Diagoras - ale w chwili, gdym się zbliżył, owi cyklopi
uderzyli pałkami w skałę i ziemia zapadła się pode mną. Znalazłem się w jakiejś piwnicy z przyborami do
tortur wszelkiego rodzaju; z jednej strony leżały na ziemi szczątki pokrajanych i krwawych trupów, z drugiej
stali kaci, poprzebierani w ohydne maski.
Uśmiechałem się z politowaniem nad tą szopką, gdy dwóch oprawców, przebranych za egipskiego boga
Anubisa, chwyciło mnie wpół, z chęcią niby przepiłowania mego ciała wielką piłą trzymaną w rękach, ale
ponieważ jeden z nich zbyt ordynarnie mnie ujął i zranił łokciem w oko, niewiele myśląc, chwyciłem drąg
żelazny, który stał w kącie i grzmotnąłem go nim przez plecy. Upadł jak długi, a tymczasem towarzysz jego
drapnął. Naraz błyskawice oślepiły mnie tak, żem nic nie widział. Po chwili spostrzegam, że jakaś furia
rzuca mi na twarz węża, chciałem ją gonić, ale znikła w ciemności. Wówczas niewidzialna siła schwyciła
mnie i uniosła w górę, osadzając na brzegu stromej skały. Dokoła było ciemno, tylko u stóp widziałem
migający słabym światłem potok, który z hukiem uderzał o kamienie.
- Skacz! - woła jakiś głos.
Ministrowie Cerery - zawołałem - odpowiadacie za moje życie wobec bogów!
Miałem już skakać, gdy skała wraz ze mną osunęła się łagodnie i znalazłem się na ziemi.
Przede mną stała Melissa uśmiechnięta, winszując odwagi, zapowiadając jeszcze jedną próbę – ostatnią.
- Weź ten chleb i tę lampę; chleb będzie ci potrzebny do uśpienia cerbera, strzegącego w otchłani drzwi,
które ci oświetli ta lampa. Potrzebujesz tylko nacisnąć guzik, a otworzą się. Tam czeka cię ostatnia próba.
Jeżeli ją zniesiesz, będziesz wtajemniczony w nasze święte misteria.
Wziąłem chleb i lampę i zstąpiłem znów do jakiejś piwnicy.
Szedłem tak długo bez przeszkody, aż usłyszałem coraz to bliższe szczekanie psa. Na kilka kroków przed
drzwiami stał wielki brytan wyszczerzając na mnie zęby. Tym razem pies był prawdziwy i nie wzbudzał
zaufania; niemniej jednak, spełniając polecenie Melissy, rzuciłem mu bułkę chleba. Pożarł ją chciwie i nie
upłynęło kilka minut, gdy spuścił głowę, rozciągnął się i zasnął. Wtedy zbliżyłem się ostrożnie i nacisnąłem
guzik, natychmiast drzwi rozwarły się z takim hałasem, że pies zbudził się i rzucił się na mnie. Szczęściem
zatrzymał go łańcuch i miałem czas skoczyć za próg. Lecz cóż ujrzałem przed sobą? Oto morze płomieni i
deszcz iskier! Miałem więc do wyboru, albo zginąć w płomieniach, albo być pogryzionym przez psa.
Ponieważ jednak pies wydał mi się prawdziwszy niż morze ognia, posunąłem się naprzód i ze zdziwieniem
spostrzegłem, że ów ogień nie parzy, a potworne salamandry, które mnie chwytały za nogi, nie trzymały
dość silnie, by mi przeszkodzić przejść szczęśliwie na drugi brzeg mniemanego Flegetonu.
„Trzeba przyznać - mówi Diagoras - że kapłani tej świątyni są biegłymi maszynistami i doskonałymi
dekoratorami. Ale czyż potrzeba tak wspaniałych i kosztownych machinacji, żeby nauczyć moralności i
zachęcić do praktykowania cnoty? Na co te straszne próby, którym słaby łatwo ulec może? A wszak można
być słabym, a jednak cnotliwym. Czyż tylko silni mają mieć przywilej wiedzy? Można posiadać zuchwałą
odwagę, a jednak być łotrem...”
Zakończenie tych inicjacji tak opisuje Diagoras:
„Wprowadzono nas do sali mistycznej, gdzie odbywają się wyświęcenia. Była ona wspaniale przybrana i
tak jaskrawo oświetlona, że aż oczy raziło. Mogła pomieścić 5000 osób. Kapłani w najpiękniejszych swych
szatach, a statua Cerery, zawieszona w głębi, błyszczała od złota i drogich kamieni, otoczona tysiącem
pochodni z reflektorami.
Arcykapłan, przybrany w złocistą szatę, wyszywaną gwiazdami, zasiadł na tronie z kości słoniowej przed
posągiem, a po chwili podniósł się, mówiąc:
- Wyjdźcie stąd, profani! Tylko wtajemniczonym wolno mnie słuchać...
A towarzysz jego powtórzył te słowa, dodając:
- Ktokolwiek z profanów pozostałby ukryty w tej sali, śmiercią zginie.
A gdy tłum profanów usunął się i drzwi zamknięto, arcykapłan po raz wtóry zażądał powtórzenia
przysięgi, a potem rzekł:
„W imieniu potężnej bogini, której jestem pierwszym ministrem: Diagorasie z Melos, wyświęcam cię na
jej kapłana... Pamiętaj abyś podobnie jak twoi bracia nie zstąpił nigdy z drogi cnoty. Nie zapominaj, że czci
się bogów, szanując jego ministrów.”
Wtedy, mówi Diagoras, mając już dosyć tej komedii, odezwałem się w te słowa:
- Potężny ministrze Cerery! Składając u stóp twoich moje podziękowania, czy mogę się bez obrazy
zapytać, jaka jest właściwie tajemnica tych misterii; dotychczas bowiem widzę tylko światło kagańców i
pochodni?...
- A więc posłuchaj: tajemnicą naszą jest znajomość tajemnic natury. Mamy dwie nauki: jedną dla
ciemnego ludu, drugą dla światłych mędrców. Pierwsza polega na bajkach, wymyślonych przez ludzi i
przypisywanych bogom, to wystarcza dla tłumu. Druga obejmuje kosmogonię, astronomię i fizykę, uczy ona
dochodzić od objawów do przyczyn i tym sposobem daje nam klucz do wyjaśnienia zjawisk przyrody, które
lud uważa za nadnaturalne. Będąc w posiadaniu wszystkich odkryć nauki, chowamy je w głębi naszych
przybytków i taką jest tajemnica naszej wyższości nad resztą śmiertelnych. Ta czysta wiedza, której lud nie
mógłby zrozumieć, podnosi człowieka, oswabadza go od bojaźni i innych ludzkich słabostek, a zbliża do
Bóstwa.
Diagoras nie był zadowolony z tej odpowiedzi. Inny, mając do wyboru wygodne życie i szacunek ogólny,
a z drugiej strony oskarżenie o bezbożność i grozę śmierci, byłby wybrał pierwsze. Ale krnąbrny Diagoras
zanadto wziął do cerca sprawę, oświecenia ludu i tak odpowiedział:
- Nie sądzę, żeby był mędrcem, przyjacielem ludzi ten, kto odkrywszy użyteczną prawdę, nie pozwala z
niej korzystać swoim bliźnim. Prawda powinna być dla wszystkich zrozumiała, skoro ma czynić ludzi
lepszymi. Ukrywać przed nimi prawdę jest to ukrywać światło i pozostawiać ich w ciemności.
- Tłum jest głupi i łatwowierny - odrzekł arcykapłan - tajemniczość i cudowność przemawia mu do
przekonania, podczas gdy naga prawda nie miałaby dlań uroku; umysł jego musi być wstrząsany widokiem
rzeczy niezwykłych, żeby dał się powodować ku dobremu. W tym celu odbywamy nasze próby. Tym, którzy
jak ty, domyślą się ludzkiego ich pochodzenia, są one niepotrzebne, ale dla drugich wierzących w
nadziemską pomoc bogów, widok mąk wiecznych jest bodźcem cnoty, a tłum musi widzieć w swoich
kapłanach istoty wyższe, jeśli ma szanować kapłanów i świątynie.
- Jednym słowem, spekulujecie na ciemnocie ludzkiej! Czy nie lękacie się, że prawda musi raz wyjść na
jaw?...
- Milcz! - zawołał arcykapłan, wyprowadzony z cierpliwości. - Pomyśl, co cię czeka! Nigdy nikt
bezkarnie nie znieważał naszych świętych tajemnic...
- Dziękuję za ostrzeżenie - odrzekł chłodno Diagoras i wyszedł ze świątyni.
Wiedząc, że nie ma nic do stracenia, siadł na okręt i uciekł na wyspę Melos do swego rodzinnego miasta.
Nazajutrz już wysłano za nim gońców i wyrok śmierci. Ten sam trybunał skazał później Sokratesa, nie
było więc z nim żartów. Tymczasem Diagorasa ostrzegł przyjaciel, że Melończycy, nie chcąc się narazić
Atenom i władzy duchownej, mają zamiar wydać go w ręce sprawiedliwości, zaklinał go więc, żeby
natychmiast siadł na okręt odpływający do Azji i uciekał w przebraniu. Tak też uczynił. Przy brzegach
Abdery zerwała się szalona burza i w chwili gdy załoga, uznając swą bezsilność do walki z
niebezpieczeństwem, padła na kolana, błagając Posejdona o ratunek, jeden z wtajemniczonych eleuzyńskich
podnosi się i woła, wskazując na Diagorasa:
- Oto przyczyna niebezpieczeństwa! Ten człowiek jest bezbożnikiem, którego ściga prawo. Na niego to
bogowie wypuścili tę szaloną burzę!
- Do wody z nim! - poczęto wołać ze wszystkich stron.
- Jesteście głupcy - odrzekł spokojnie Diagoras. - Spójrzcie na widnokrąg, ile tam okrętów walczących z
tym samym niebezpieczeństwem! Czyż na każdym z nich znajduje się Diagoras?...
Uwaga ta nie zdawała się trafiać do przekonania obecnych, którzy zabierali się już do wrzucenia go w
morze, gdy silniejsze uderzenie wiatru cisnęło okręt na skałę i za chwilę statek począł tonąć.
Cała załoga zginęła z wyjątkiem trzech osób.
Jedną z nich był Diagoras.
Z wielkim wysiłkiem dopłynął on do brzegu i rzuciwszy się na piasek, niepoprawny buntownik zawołał:
- Gdzież twoja sprawiedliwość, Posejdonie? Potopiłeś swoich wiernych, a mnie ocalasz!...
Rozgłoszono, że Diagoras zginął w morzu, ale Timokrates świadczy, że żył jeszcze długo w wiejskim
ustroniu, gdzie pisał swoje dzieło p.t. „Bogowie Grecji”. Dzieło to, przepisywane bezimiennie zostało
wyłowione przez kapłanów i tylko Timokrates przechował z niego wyjątki, a Leontides opowiedział historię
autora (Debay. „Les nuits Corinthiennes.” Paris, 1889, str. 130 i nast.).
Czy Diagoras miał rację, żądając od kapłanów eleuzyńskich, ażeby ogłosili swe tajemnice? - Pomówimy
o tym następnie, zagłębiwszy się lepiej w przedmiocie i w epoce.
W tej, która widziała kapłanów egipskich u szczytu chwały, a nie było jeszcze buntowników w rodzaju
Diagorasa.

Popol Vuh

Popol Vuh. Księga Majów
o początkach życia oraz
chwale bogów i władców

Autor: Dennis Tedlock
Tłumaczenie: Izabela Szybilska

TUTAJ, W MIEJSCU ZWANYM QUICHÉ, bierze
początek Pradawne Słowo. Tutaj właśnie spiszemy
i zaszczepimy Pradawne Słowo, które jest mocą
i źródłem wszystkiego, co dokonało się w twierdzy Quiché,
w narodzie Quiché.
Tutaj też przedstawimy, objawimy i opowiemy to, jak rzeczy
okryły się cieniem i wyszły na światło za sprawą
Stwórcy, Twórcy,
zwanego Posiadaczem, Rodzicielem,
Hunahpu-Oposem, Hunahpu-Kojotem,
Wielkim Białym Pekari, Ostronosem,
Wszechwładnym Wężem Upierzonym,
Sercem Jeziora, Sercem Morza,
twórcą naczynia, twórcą misy, jak się ich zwie,
również nazywani i określani jako
akuszerka, swat
o imieniu Xpiyacoc, Xmucane,
obrońca, opiekun,
po dwakroć akuszerka i po dwakroć swat,
jak zostało powiedziane słowami Quiché. Oni wszystko wyjaśnili
— a także uczynili — jako istoty oświecone, oświeconymi słowami. Będziemy opowiadać o tym pośród kazań bożych,
obecnie w chrześcijaństwie. Ujawnimy to, gdyż już nie istnieje
miejsce, aby zobaczyć ją — Księgę Rady,
miejsce, by ujrzeć „Światło, które przybyło
znad morza”,
ślad po „Naszym miejscu pośród cieni”,
miejsce, by dostrzec „Świt życia”,
jak ją zwą. Istnieje oryginalna księga i pismo starodawne, lecz
ten, który je odczytuje i ocenia, ukrywa swą tożsamość. Potrzeba
długich rachub i obliczeń, by dokonać rozświetlenia
całego nieba-ziemi:
wyznaczając cztery strony, cztery punkty
narożne,
odmierzając, wbijając po cztery paliki,
przepoławiając sznur, napinając go
na niebie, na ziemi,
cztery strony, cztery punkty narożne, jak się
powiada,
za sprawą Stwórcy, Twórcy,
matki-ojca życia, gatunku ludzkiego,
dawcy oddechu, dawcy serca,
posiadacza, wychowawcy w świetle, które trwa,
tych zrodzonych w świetle, spłodzonych w świetle;
zatroskanego, wiedzącego wszystko, cokolwiek
to jest:
nieba-ziemi, jeziora-morza.
OTO JEST RELACJA, oto ona.
Wszystko jeszcze wciąż faluje, teraz mruczy,
drży, jeszcze wzdycha, szumi i rozciąga się pustką
pod niebem.
A oto nadchodzą pierwsze słowa, pierwszy dar wymowy.
Nie ma jeszcze ani jednej osoby, zwierzęcia, ptaka, ryby, kraba,
drzewa, kamienia, dołu, jaru, łąki, lasu. Istnieje tylko niebo;
oblicze Ziemi jest niewyraźne. Jedynie morze rozlewa się pod
niebem; nie ma nic, co by się razem zebrało. Trwa w spokoju;
nic go nie zakłóca. Waha się, spoczywa w ciszy pod niebem.
Jeżeli coś istnieje, to nie tam: tylko rozlane wody, jedynie
spokojne morze, tylko ono jest rozlane.
Jeżeli coś istnieje, to nie tam: tylko pomruki, falowanie
w ciemnościach, w nocy. Jedynie sam Stwórca, Twórca,
Wszechwładny Wąż Upierzony, Posiadacze, Rodziciele znajdują
się w wodzie, przebłyskuje światło. Są tam, okryci piórami
kwezala o błękitnozielonej barwie.
Oto jest imię, Wąż Upierzony. To wielcy mędrcy, wielcy
znawcy samego istnienia.
Oczywiście jest też niebo, a także Serce Nieba. To imię boga,
jak zostało powiedziane.
A potem nadeszło jego słowo, przyszło do Wszechwładnego
Węża Upierzonego, w tych oto ciemnościach, wczesnym świtem.
[Bóg] przemówił do Wszechwładnego Węża Upierzonego,
a następnie rozmawiali, dumali i zatroskali się. Zgadzali
się ze sobą, wymieniali słowami, myślami. Potem już wszystko
było jasne, doszli do porozumienia co do światła, droga dla ludzkości była otwarta, wówczas poczęli życie, drzewa, krzewy,
rozwój życia, gatunku ludzkiego, w mroku, przed świtem,
a wszystko dzięki Sercu Nieba, zwanemu Huraganem. Piorun-
Huragan idzie pierwszy, drugi jest Nowo Narodzony
Piorun i jako trzeci podąża Nagły Piorun.
Trzech bogów, a także Serce Nieba przyszło do Wszechwładnego
Węża Upierzonego, gdy podjęli decyzję o świcie życia:
— Jak powinno odbyć się sianie i świtanie? Kto powinien
być żywicielem, opiekunem?
— Niech będzie tak, pomyśl: te wody należy usunąć, opróżnić
pod ukształtowanie płaszczyzny i platformy ziemskiej, potem
nadejdzie czas siania, świtu nieba-ziemi. Jednak nie będzie
wielkich dni ani jasnej pochwały dla naszej pracy, naszego
zamysłu, jeżeli nie rozwinie się ludzki twór i zamysł — rzekli.
Wtedy za ich sprawą wyrosła Ziemia, a wystarczyło ich
słowo, aby to się stało. Żeby stworzyć Ziemię, rzekli: „Ziemia”.
Wypiętrzyła się nagle niczym chmura, jak mgła przybierając
kształt, rozwijając się.
Potem rozdzielili góry od wody, a wszystkie wzniesienia
pojawiły się w jednej chwili. Dzięki swojemu geniuszowi,
swojej nadzwyczajności ziścili zamysł gór i równin, których
oblicze wnet pokryło się gajami cyprysowymi i sosnowymi.
To się spodobało Wężowi Upierzonemu:
— Dobrze, żeście przybyli, Serce Nieba, Huraganie, Nowo
Narodzony Piorunie i Nagły Piorunie. Nasza praca i nasz
zamysł się powiodą — powiedział.
Najpierw Ziemia została ukształtowana w postaci górrównin.
Wydzielone zostały koryta wody; ich odnogi wiły
własne szlaki przez góry. Wody się rozstąpiły, gdy pojawiły
się wielkie góry.
Tak wyglądało tworzenie Ziemi, dokonane przez Serce
Nieba, Serce Ziemi, których tak się nazywa, gdyż jako pierwsi
ją zapłodnili. Niebo zostało wydzielone i Ziemia została
wydzielona spośród wód.
Taki był ich zamysł, gdy myśleli, gdy troskali się o ukończenie
swojego dzieła.
TERAZ OBMYŚLILI ZWIERZĘTA GÓRSKIE, wszelkich
leśnych strażników, stworzenia gór: jelenie,
ptaki, pumy, jaguary, węże, grzechotniki, żmije,
obrońców buszu.
Posiadacz, Rodziciel przemawiają:
— Po co nam ten bezcelowy szum? Dlaczego pod drzewami
i krzewami miałby rozlegać się jedynie szelest?
— Zaiste powinny mieć opiekunów — odparli inni. Gdy
tylko o tym pomyśleli i to wypowiedzieli, pojawiły się jelenie
i ptaki.
A wtedy dali schronienie jeleniom i ptakom:
— O wy, jelenie! Śpijcie nad rzekami, w jarach. Przebywajcie
tu na łąkach, w zaroślach, w lasach, rozmnażajcie się.
Będziecie stać i chodzić na czterech nogach — powiedziano im.
Następnie stworzyli gniazda dla ptaków, małych i wielkich:
— O wy, drogie ptaki! Wasze gniazda, wasze domy są na
drzewach, w krzewach. Rozmnażajcie się tam, rozprzestrzeniajcie
w konarach drzew, gałązkach krzewów — powiedziano
jeleniom i ptakom.
Gdy to uczyniono, każde ze zwierząt otrzymało miejsce do
spania i bytowania. Właśnie dlatego legowiska zwierząt, darowane
przez Posiadacza, Rodziciela, znajdują się na Ziemi.
Teraz sprawa jeleni i ptaków była ukończona.
WTEDY STWÓRCA, TWÓRCA, POSIADACZ, RODZICIEL
powiedzieli jeleniom i ptakom:
— Przemówcie, rozmawiajcie. Nie beczcie, nie
krzyczcie. Prosimy, mówcie do siebie nawzajem, w obrębie
każdego gatunku, w obrębie każdej grupy — powiedziano jeleniom,
ptakom, pumie, jaguarowi, wężowi.
— Wymówcie nasze imiona, wychwalajcie nas. Jesteśmy
waszą matką, jesteśmy waszym ojcem. Powiedzcie:
„Huraganie,
Nowo Narodzony Piorunie, Nagły Piorunie,
Serce Nieba, Serce Ziemi,
Stwórco, Twórco,
Posiadaczu, Rodzicielu”.
Mówicie, módlcie się do nas, czcijcie nasze dni — powiedziano
im. Okazało się jednak, że nie mówią jak ludzie: skrzeczały
jedynie, szczekały i tylko wyły. Nie było wiadomo, jakim językiem
mówią; każde wydawało inny odgłos. Gdy Stwórca,
Twórca to usłyszeli:
— Nie udał się w pełni nasz zamysł, nie mówią — powiedzieli
między sobą. — Nie udało się sprawić, że wypowiedzą
nasze imiona. A ponieważ to my ich zbudowaliśmy i wyrzeźbiliśmy,
to nie wystarczy — Posiadacze i Rodziciele powiedzieli
innym bogom. Zwrócili się więc do nich [zwierząt]:
— Trzeba was po prostu przekształcić. Ponieważ nie
udało się nam w pełni i nie mówicie, zmieniliśmy zdanie.
— To, czym się żywicie, to, co jecie, miejsca, gdzie śpicie,
miejsca, gdzie przebywacie, cokolwiek do was należy, pozostanie
w wąwozach, w lasach. Okazało się jednak, że nie czcicie
naszych dni, nie modlicie się do nas. Wciąż jednak jest nadzieja w czcicielu dni, wznosicielu pochwał, którego musimy
jeszcze stworzyć. Po prostu zgódźcie się na podległość,
niech wasze mięso służy jako jedzenie.
— Niech tak będzie, tak musi wyglądać wasza służba —
powiedziano im i zostały pouczone — zwierzęta, małe i wielkie,
[żyjące] na powierzchni ziemi.
Potem zapragnęli jeszcze raz poddać próbie swoją miarę
czasu, chcieli ponownie podjąć wysiłek, jeszcze raz przygotować
kult dni. Nie usłyszeli od zwierząt swojej mowy; nie
stała się tym, czym miała być, [jej tworzenie] nie zostało zakończone.
Zatem ich mięso spadło nisko: służyły, były zjadane, były
zabijane — zwierzęta [żyjące] na powierzchni ziemi.
I ZNOWU STWÓRCA, TWÓRCA, POSIADACZ, RODZICIEL
PODEJMUJĄ PRÓBĘ NAD LUDZKIM
TWOREM, ludzkim zamysłem:
— Należy jeszcze raz tego spróbować. Zbliża się czas sadzenia
i świtania. Po to właśnie musimy stworzyć żywiciela,
opiekuna. W jaki inny sposób możemy być wzywani i pamiętani
na powierzchni ziemi? Już podjęliśmy pierwszą próbę
w związku z naszym tworem i zamysłem, ale okazało się,
że [zwierzęta] nie czczą naszych dni i nie wysławiają nas.
— Postarajmy się tym razem stworzyć wznosiciela pochwał,
dawcę szacunku, opiekuna, żywiciela — rzekli.
Wówczas nadeszła pora budowania i tworzenia w ziemi
i mule. Ukształtowali ciało, lecz nie spodobało im się ono.
Rozdzielało się tylko, kruszyło, rozluźniało, miękło, rozpadało
i rozpuszczało. Głowa także się nie obracała. Twarz była wykrzywiona, twarz była tylko powykręcana. Nie mogła się
rozejrzeć. Na początku mówiła, ale nie było w tym sensu.
Szybko rozpuściła się w wodzie.
— Nie przetrwa — orzekli wtedy budowniczy i rzeźbiarz.
— Wydaje się, że się kurczy, niech więc się tak stanie. Nie
potrafi chodzić i nie potrafi się rozmnażać, niech zatem będzie
jedynie myślą — stwierdzili.
Zniszczyli więc [człowieka z mułu] i znowu zastanowili się
nad swoim tworem i zamysłem. Zaczęli się naradzać:
— Jakiż twór możemy ukształtować, żeby z powodzeniem
czcił nasze dni i modlił się do nas? — rzekli. Potem znowu
mieli plan:
— Powiedzmy Xpiyacocowi, Xmucane, Hunahpu-Oposowi,
Hunahpu-Kojotowi, żeby spróbowali rachuby dni, rachunku
losów — powiedzieli do siebie budowniczy i rzeźbiarz. Później
wezwali Xpiyacoca i Xmucane.
NASTĘPNIE DOCHODZI DO NAZWANIA TYCH,
KTÓRZY SĄ NAJWAŻNIEJSZYMI JASNOWIDZAMI:
„Babki Dnia, Babki Światła”, jak nazwali ich
Stwórca, Twórca. Oto są imiona Xpiyacoca i Xmucane.
Gdy Huragan przemówił do Wszechwładnego Węża Upierzonego,
wezwali szamanów, wróżbitów, najważniejszych jasnowidzów:
— Wciąż musimy odkryć, dowiedzieć się, jak ukształtować
osobę, jak ponownie stworzyć człowieka, żywiciela, opiekuna,
do tego się nas wzywa i za to nagradza, a naszą nagrodą
są słowa:
Akuszerko, swacie,
nasza babko, nasz dziadku,
Xpiyacocu, Xmucane,
niech nastanie sadzenie, niech nastanie świtanie
naszej chwały, naszego żywienia, naszego
uznania
za sprawą ludzkiego tworu, ludzkiego zamysłu,
ludzkiej postaci, ludzkiej formy.
Niech tak będzie, zadośćuczyńcie swoim
imionom:
Hunahpu-Oposie, Hunahpu-Kojocie,
Po dwakroć Posiadaczu, po dwakroć
Rodzicielu,
Wielki Pekari, Wielki Ostronosie,
szlifierzu, jubilerze,
snycerzu, stolarzu,
twórco naczynia, twórco misy,
twórco kadzidła, mistrzu rzemiosła,
Babko Dnia, Babko Światła.
Wezwano was z powodu naszej pracy, naszego zamysłu. Unieście
dłonie ponad ziarna kukurydzy, ponad nasiona drzewa koralowego,
dokonajcie tego, niech ukaże się to, czy powinniśmy
wyryć i wyżłobić usta, twarz w drewnie — rzekli szamanom.
Potem dokonuje się zapożyczanie, rachunek dni; ręka porusza
się ponad ziarnami kukurydzy, ponad nasionami drzewa
koralowego, dniami, losami.
Następnie przemówili do nich, jedno z nich to babka, drugie
— dziadek.
Oto jest dziadek, oto mistrz koralowych nasion: jego imię
Xpiyacoc.
A oto jest babka, szamanka, wróżbitka, która staje za innymi:
jej imię Xmucane.
Przemówili, gdy obliczyli dni:
Niech zostanie znalezione, niech zostanie
odkryte,
powiedz to, nasze ucho nasłuchuje,
obyś mówił, obyś powiedział,
znajdź drewno do żłobienia i rzeźbienia
za sprawą budowniczego, rzeźbiarza.
Czy ma to być żywiciel, opiekun,
gdy chodzi o sianie, świtanie?
O wy, ziarna kukurydzy, wy, nasiona
koralowe,
o wy, dni, wy losy:
oby wam się udało, obyście były dokładne,
— rzekli ziarnom kukurydzy, nasionom koralowym, dniom,
losom. — Wstydź się, o ty, tam na górze, Serce Nieba: nie
próbuj oszukiwać przed ustami i obliczem Wszechwładnego
Węża Upierzonego — powiedzieli. Potem już rzekli na temat:
— Dobrze, że powstaną wasze kukły, drewniane stworzenia,
rozmawiające, mówiące, tam na powierzchni ziemi.
— Niech się stanie — odparli. A w chwili, gdy przemówili,
stało się: kukły, drewniane stworzenia, ludzkie z wyglądu,
ludzkie w mowie.
Tak wyglądało zaludnianie powierzchni ziemi:
Zostali powołani do życia, rozmnażali się; miały córki,
miały synów te kukły, drewniane stworzenia. Ale w ich sercach
nie istniało nic i pustka była w ich umysłach, nie było
tam pamięci dla budowniczego i rzeźbiarza. Po prostu chodzili
i spacerowali, gdzie chcieli. Teraz już nie pamiętali o Sercu
Nieba.
Więc upadli, nic tylko kolejna próba i nic tylko koniec
gatunku ludzkiego. Na początku mówili, lecz ich twarze były
suche. Ich nogi i ramiona nie były jeszcze rozwinięte. Nie
mieli krwi, nie mieli limfy. Nie mieli potu, tłuszczu. Ich cera
była sucha, ich twarze kruche. Wymachiwali nogami i ramionami,
ich ciała były zdeformowane.
Nic nie zdziałali przed obliczem Stwórcy, Twórcy, którzy
dali im życie, dali im serce. Stali się pierwszymi istotami zaludniającymi
powierzchnię ziemi.
I ZNOWU NADCHODZI UPOKORZENIE, zniszczenie
i zburzenie. Kukły, drewniane stworzenia zostały
zabite, gdy Serce Nieba zesłał na nie potop.
Dokonała się wielka powódź; spłynęła po głowach kukieł,
drewnianych stworzeń.
Ciało mężczyzny było wyrzeźbione z drewna drzewa koralowego
przez Stwórcę, Twórcę. Dla kobiecego ciała zaś
Stwórca, Twórca ukształtowali serca z sitowia. Jednak ludzie
nie byli pojętni, nie przemówili również przed budowniczym
i rzeźbiarzem, którzy ich stworzyli, dając im życie, zostali
więc zabici, zatopieni przez powódź:
Nadszedł żywiczny deszcz z nieba.
Nadszedł ten o imieniu Rozłupywacz Twarzy: wyłupał im
oczy.
Nadszedł Nagły Nacinacz Żył: odgryzł im głowy.
Nadszedł Miażdżący Jaguar: pożarł ich mięso.
Nadszedł Szarpiący Jaguar: rozdarł ich ciała.
Zostali utarci aż po kości i ścięgna, rozgnieceni i sproszkowani
aż po kości. Ich twarze zostały zmiażdżone, ponieważ
nie wykazali się umiejętnością przed swoją matką i swoim ojcem,
Sercem Nieba, zwanym Huraganem. Ziemia z tego powodu
poczerniała: rozpętała się czarna burza, deszcz padał
cały dzień i całą noc. Do ich domów przybyły zwierzęta, małe
i wielkie. Drewniane i kamienne przedmioty zmiażdżyły ich
twarze. Wszystkie rzeczy przemówiły: ich naczynia na wodę,
patelnie do smażenia placków, ich talerze, ich garnki, ich psy,
ich kamienie do szlifowania, każda z tych rzeczy zmiażdżyła
im twarze. Ich psy i indyki powiedziały:
— Zadawaliście nam ból, jedliście nas, ale teraz to my was
zjemy.
A oto kamień do szlifowania:
— Leżymy nieobrobione z waszego powodu.
Codziennie, codziennie,
w ciemnościach, o świcie, na zawsze,
d-d-drzyj, d-d-drzyj,
t-t-trzyj, t-t-trzyj,
nasze twarze, z waszego powodu.
To była służba, którą wam z początku świadczyliśmy, gdy
jeszcze byliście ludźmi, lecz dzisiaj poznacie naszą siłę. Zgnieciemy
i zmielimy wasze ciała — powiedziały im ich kamienie
do szlifowania.
A oto, co powiedziały ich psy, gdy przemówiły, kiedy nadeszła
ich kolej:
— Dlaczego nie możecie dopilnować, żeby nas karmić?
My tylko patrzymy, a wy nas poniżacie i pomiatacie nami.
Trzymacie w pogotowiu kij, kiedy jecie, żeby móc nas uderzyć.
Nie potrafimy mówić, więc nic od was nie dostajemy.
Jak mogliście nie wiedzieć? Wiedzieliście, że chudniemy tam,
za wami.
— Zatem tego dnia to wy zasmakujecie zębów z naszych
pysków. Pożremy was — rzekły im psy, a ich twarze zostały
zmiażdżone.
Następne w kolejności przemówiły patelnie do smażenia
placków i garnki:
— Ból! Oto, co dla nas uczyniliście. Nasze usta są okopcone,
a nasze twarze pokryte sadzą. Stawiając nas wciąż na ogniu,
palicie nas. Skoro my nie czułyśmy bólu, teraz wy tego spróbujcie.
Spalimy was — powiedziały wszystkie ich garnki, miażdżąc
im twarze.
Kamienie, ich kamienie żarnowe zaczęły wystrzeliwać z paleniska,
wylatując wprost z ognia, celując w ich głowy, zadając
im ból. Teraz starają się uciec, w nieładzie.
Chcą wspiąć się na domy, lecz spadają, gdyż domy się zapadają.
Chcą wspiąć się na drzewa; drzewa ich zrzucają.
To była służba, którą wam z początku świadczyliśmy, gdy
jeszcze byliście ludźmi, lecz dzisiaj poznacie naszą siłę. Zgnieciemy
i zmielimy wasze ciała — powiedziały im ich kamienie
do szlifowania.
A oto, co powiedziały ich psy, gdy przemówiły, kiedy nadeszła
ich kolej:
— Dlaczego nie możecie dopilnować, żeby nas karmić?
My tylko patrzymy, a wy nas poniżacie i pomiatacie nami.
Trzymacie w pogotowiu kij, kiedy jecie, żeby móc nas uderzyć.
Nie potrafimy mówić, więc nic od was nie dostajemy.
Jak mogliście nie wiedzieć? Wiedzieliście, że chudniemy tam,
za wami.
— Zatem tego dnia to wy zasmakujecie zębów z naszych
pysków. Pożremy was — rzekły im psy, a ich twarze zostały
zmiażdżone.
Następne w kolejności przemówiły patelnie do smażenia
placków i garnki:
— Ból! Oto, co dla nas uczyniliście. Nasze usta są okopcone,
a nasze twarze pokryte sadzą. Stawiając nas wciąż na ogniu,
palicie nas. Skoro my nie czułyśmy bólu, teraz wy tego spróbujcie.
Spalimy was — powiedziały wszystkie ich garnki, miażdżąc
im twarze.
Kamienie, ich kamienie żarnowe zaczęły wystrzeliwać z paleniska,
wylatując wprost z ognia, celując w ich głowy, zadając
im ból. Teraz starają się uciec, w nieładzie.
Chcą wspiąć się na domy, lecz spadają, gdyż domy się zapadają.
Chcą wspiąć się na drzewa; drzewa ich zrzucają.
Chcą dostać się do jaskiń, lecz te zatrzaskują się tuż przed
ich twarzami.
Tak wyglądało rozproszenie ludzkiego tworu, ludzkiego
zamysłu. Ludzie zostali poniżeni, obaleni. Usta i twarze ich
wszystkich zostały zniszczone i zmiażdżone. Zwykle powiada
się, że małpy żyjące dzisiaj w lasach są tego znakiem. Zostały
pozostawione jako symbol, ponieważ ich ciała powstały tylko
z drewna za sprawą budowniczego i rzeźbiarza.
Właśnie dlatego małpy wyglądają jak ludzie: są śladem
ludzkiego tworu, ludzkiego zamysłu — zwykłe kukły, zwykłe
drewniane stworzenia.
DZIAŁO SIĘ TO WTEDY, GDY ISTNIAŁ JEDYNIE
ŚLAD BLISKIEGO ŚWITU NA POWIERZCHNI ZIEMI,
nie było Słońca. Lecz był ktoś, kto sam się wywyższył;
jego imię to Siedem Ara. Niebo-ziemia już istniało, lecz oblicze Słońca-Księżyca było zaciągnięte chmurami. A jednak
mówi się, że to jego światło stanowiło znak dla ludzi objętych
powodzią. W swoim mniemaniu był niczym istota obdarzona
geniuszem.
— Jestem wielki. Moje miejsce znajduje się teraz wyżej niż
miejsce ludzkiego tworu, ludzkiego zamysłu. Jestem dla ludzi
Słońcem i jestem ich światłem, jestem również ich miesiącami.
— Niech więc będzie: moje światło jest wielkie. Jestem
przejściem i oparciem dla ludzkich stóp, ponieważ moje oczy
są z metalu. Moje zęby migoczą klejnotami i turkusem; są
błękitne od kamieni niczym oblicze nieba.
— A mój nos lśni bielą widoczną w oddali jak Księżyc.
Ponieważ moje gniazdo zbudowane jest z metalu, rozświetla
oblicze Ziemi. Gdy wychodzę przed swoje gniazdo, jestem niczym
Słońce i Księżyc dla tych, którzy rodzą się w świetle,
w świetle przychodzą na świat. Musi tak być, gdyż moja
twarz sięga daleko — powiada Siedem Ara.
To nieprawda, że Siedem Ara jest Słońcem, a jednak się
wywyższa, swoje skrzydła, swoje metalowe ozdoby. Jego
pole widzenia rozciąga się jedynie wokół jego własnej żerdzi;
jego twarz wcale nie sięga do wszystkiego, co istnieje pod
niebem. Oblicza Słońca, Księżyca i gwiazd nie da się jeszcze
dostrzec, jeszcze bowiem nie zaświtało.
A tymczasem Siedem Ara rozdyma się jak dni i miesiące,
chociaż światło Słońca i Księżyca jeszcze nie zajaśniało. Ma
jedynie nadzieję na przemijającą wielkość. Działo się to wtedy,
gdy powódź zalewała kukły, drewniane stworzenia.
A teraz wyjaśnimy, jak zginął Siedem Ara, gdy ludzie zostali
pokonani za sprawą budowniczego i rzeźbiarza.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Tipitaka

Sutta o wprawieniu w ruch koła Dhammy.
Dhammacakkapavattana Sutta

Oto, co usłyszałem:
Kiedy Błogosławiony przebywał w Varanasi w Schronieniu Zwierzyny w
Isipatana, tak przemówił do grupy pieciu mnichów:
"Sa dwie skrajnosci praktyki, którym nie oddaje sie ten, kto porzucił pospolite
życie. Jakie dwie?
Ta, która podaża ku zmysłowej przyjemnosci wobec zmysłowych obiektów:
pospolita, wulgarna, powszechna, prostacka, bezwartosciowa; i druga, która
podaża ku samoudreczeniu: bolesna, prostacka, bezwartosciowa. Unikajac tych
dwóch skrajnosci, Srodkowa Scieżka realizowana przez Tego Który Przeszedł,
rodzaca wizje, rodzaca wiedze, wiedzie do uspokojenia, do bezposredniego
poznania, do najwyższego Przebudzenia, do Nibbany.
Czym jest Srodkowa Scieżka realizowana przez Tego Który Przeszedł, która rodzac wizje, rodzac wiedze - wiedzie do spokoju, do bezposredniego poznania,
najwyższego Przebudzenia, do Nibbany?
Oto ta Szlachetna Osmioaspektowa Scieżka: własciwe rozumienie, własciwa
intencja, własciwa mowa, własciwe postepowanie, własciwe ¿ycie, własciwy
wysiłek, własciwa uważnosc, własciwe skupienie.
To jest Srodkowa Scieżka odkryta przez Tego Który Przeszedł, która - rodzac
wizje, rodzac wiedze - wiedzie do spokoju, do bezposredniego poznania, do
najwyższego Przebudzenia, do Nibbany.
Oto, mnisi, jest Szlachetna Prawda o Cierpieniu: narodziny sa cierpieniem,
starzenie jest cierpieniem, smierc jest cierpieniem; smutek, lament, ból, stres i
rozpacz sa cierpieniem; połaczenie z nielubianym jest cierpieniem, oddzielenie
od lubianego jest cierpieniem, nie otrzymanie upragnionego jest cierpieniem.
Krótko mówiac, Piec Zespołów Zapału jest cierpieniem.
Oto, mnisi, jest Szlachetna Prawda o Powstawaniu Cierpienia: to pragnienie,
które tworzy dalsze zradzanie, któremu towarzyszy namietnosc i zachwyt,
znajdujace rozkosz to tu, to tam, pragnienie zmysłowej przyjemnosci, pragnienie
stawania sie i pragnienie niebytu.
Oto, mnisi, jest Szlachetna Prawda o Wygasnieciu Cierpienia: całkowite
zanikniecie i wygasniecie, wyrzeczenie sie, zaniechanie, wyzwolenie, wyzbycie
sie tego własnie pragnienia.
Oto, mnisi, jest Szlachetna Prawda o Sposobie Praktyki Wiodacej do
Wygasniecia Cierpienia:
Jest nia ta Szlachetna Osmioaspektowa Scieżka: własciwe rozumienie,
własciwa intencja, własciwa mowa, własciwe postepowanie, własciwe ¿ycie,
własciwy wysiłek, własciwa uważnosc, własciwe skupienie.
Powstała wizja, powstał wglad, stało sie jasne i zrozumiałe, powstało we mnie
oswiecenie odnosnie rzeczy nigdy dotad nie słyszanych: Oto jest Szlachetna
Prawda o Cierpieniu. Ta Szlachetna Prawda o Cierpieniu jest do zrozumienia.
Ta Szlachetna Prawda o Cierpieniu została zrozumiana.
Powstała wizja, powstał wglad, stało sie jasne i zrozumiałe, powstało we mnie
oswiecenie odnosnie rzeczy nigdy dotad nie słyszanych: Oto Szlachetna Prawda
o Powstawaniu Cierpienia. Ta Szlachetna Prawda o Powstawaniu Cierpienia
wymaga zaniechania. Ta Szlachetna Prawda o Powstawaniu Cierpienia
uzyskała zaniechanie.
Powstała wizja, powstał wglad, stało sie jasne i zrozumiałe, powstało we mnie
oswiecenie odnosnie rzeczy nigdy dotad nie słyszanych: Oto Szlachetna Prawda
o Ustaniu Cierpienia. Ta Szlachetna Prawda o Ustaniu Cierpienia jest do
bezposredniego doswiadczenia. Ta Szlachetna Prawda o Ustaniu Cierpienia
została bezposrednio doswiadczona.
Powstała wizja, powstał wglad, stało sie jasne i zrozumiałe, powstało we mnie
oswiecenie odnosnie rzeczy nigdy dotad nie słyszanych: Oto Szlachetna Prawda
o Sposobie Praktyki Wiodacej do Ustania Cierpienia. Ta Szlachetna Prawda o
Sposobie Praktyki Wiodacej do Ustania Cierpienia jest do praktykowania. Ta
Szlachetna Prawda o Sposobie Praktyki Wiodacej do Ustania Cierpienia została
wypraktykowana.
I tak, o mnisi, jak długo ta wiedza i wizja - wraz ze swymi trzema nawrotami i
dwunastoma aspektami odnoszacymi sie do tych Czterech Szlachetnych Prawd,
nie była prawdziwie czysta, nie twierdziłem, że miało miejsce Przebudzenie w
kosmosie zamieszkanym przez dewy, mary i bogów przez medrców i kapłanów,
przez szlachetnych i zwykłych ludzi.
Lecz kiedy ta wiedza i wizja - wraz ze swymi trzema nawrotami i dwunastoma
aspektami odnoszacymi sie do tych Czterech Szlachetnych Prawd, stała sie
prawdziwie czysta, wtedy ogłosiłem bezposrednie przebudzenie do własciwego,
najwy¿szego Przebudzenia w kosmosie zamieszkanym przez dewy, mary i bogów, przez medrców i kapłanów, przez szlachetnych i zwykłych ludzi.
Wiedza i wizja powstała we mnie:
Nie wymuszone jest moje Wygasniecie. Oto ostatnie narodziny. Nie ma
dalszego powstawania."
To rzekł Błogosławiony. Usatysfakcjonowanych pieciu mnichów rozkoszowało
sie słowami Błogosławionego. A kiedy wyjasnianie miało miejsce, powstało w
Czcigodnym Kondannie prawdziwie czyste, nieskalane widzenie Dhammy:
cokolwiek musi powstawac, to również sie rozpada.'
Kiedy Błogosławiony wprawił w ruch Koło Dhammy, ziemskie dewy zakrzykneły:
"W Varanasi w Schronieniu Zwierzyny w Isipatana, Błogosławiony wprawił w
ruch doskonałe Koło Dhammy, które nie mo¿e zostac zatrzymane przez
kapłanów czy medrców, dewy, mary, bogów lub kogokolwiek we
wszechswiecie."
Usłyszawszy głos ziemskich dew, dewy Czterech Królewskich Niebios podjeły
okrzyk: "W Varanasi w Schronieniu Zwierzyny w Isipatana, Błogosławiony
wprawił w ruch doskonałe Koło Dhammy, które nie mo¿e zostac zatrzymane
przez kapłanów czy medrców, dewy, mary, bogów lub kogokolwiek we
wszechswiecie."
Usłyszawszy głos dew Czterech Królewskich Niebios, dewy Trzydziestu Trzech
Niebios podjeły okrzyk:
"W Varanasi w Schronieniu Zwierzyny w Isipatana, Błogosławiony wprawił w
ruch doskonałe Koło Dhammy, które nie mo¿e zostac zatrzymane przez
kapłanów czy medrców, dewy, mary, bogów lub kogokolwiek we
wszechswiecie."
Usłyszawszy głos dew Trzydziestu Trzech Niebios, Yama dewy podjeły okrzyk:
"W Varanasi w Schronieniu Zwierzyny w Isipatana, Błogosławiony wprawił w
ruch doskonałe Koło Dhammy, które nie mo¿e zostac zatrzymane przez
kapłanów czy medrców, dewy, mary, bogów lub kogokolwiek we
wszechswiecie."
Usłyszawszy głos dew Yama, Tusita dewy podjeły okrzyk: "W Varanasi w
Schronieniu Zwierzyny w Isipatana, Błogosławiony wprawił w ruch doskonałe
Koło Dhammy, które nie może zostac zatrzymane przez kapłanów czy medrców,
dewy, mary, bogów lub kogokolwiek we wszechswiecie."
Usłyszawszy głos dew Tusita, dewy Nimmanarati podjeły okrzyk: "W Varanasi w
Schronieniu Zwierzyny w Isipatana, Błogosławiony wprawił w ruch doskonałe
Koło Dhammy, które nie może zostac zatrzymane przez kapłanów czy medrców,
dewy, mary, bogów lub kogokolwiek we wszechswiecie."
Usłyszawszy głos dew Nimmanarati, dewy Paranimmita-vasavatti podjeły
okrzyk: "W Varanasi w Schronieniu Zwierzyny w Isipatana, Błogosławiony
wprawił w ruch doskonałe Koło Dhammy, które nie może zostac zatrzymane
przez kapłanów czy medrców, dewy, mary, bogów lub kogokolwiek we
wszechswiecie."
Usłyszawszy głos dew Paranimmita-vasavatti, Brahmy podjeły okrzyk: "W
Varanasi w Schronieniu Zwierzyny w Isipatana, Błogosławiony wprawił w ruch
doskonałe Koło Dhammy, które nie mo¿e zostac zatrzymane przez kapłanów
czy medrców, dewy, mary, bogów lub kogokolwiek we wszechswiecie."
W tym momencie, ten okrzyk dotarł aż do swiata najwyższych bogów. Cały
dziesiecio tysieczno poziomowy kosmos zadrżał, gdy bezmierna swiatłosc
rozlała sie po nim, przewyższajac blask dew.
Wtedy Błogosławiony ogłosił: "Tak wiec naprawde wiesz, Kondanna, naprawde
wiesz!"
W taki oto sposób Czcigodny Kondanna zdobył miano "Wiedzacy Kondanna ".



Hymn do Atona

Echnaton
Hymn do Atona

O jakże pełen czaru jest twój wschód na niebie,
Atonie żywy, sprawco życia!
Gdy tylko jawisz się na widnokręgu,
Wszystkie krainy pławią się w tym pięknie.
Boś ty promienny, wzniosły i daleki ponad nami.
Ziemię cos stworzył, pieścisz ramionami swoich blasków.
O Ra, tyś wszystkie ludy uprowadził w jasyr
I zwiazał je pętami swego miłowania.
Choć niedościgły, trwasz w niebiosach,
Nie skąpisz ziemi swego światła,
A każdy dzień naszego życia
Jest odciśnietym śladem twojej stopy.
Gdy chylisz się za krawędz wieczornego nieba,
Świat ziemski w mroki się pogrąża, dogorywa;
Mężowie zasypiają w swych komorach,
Tuląc w spowiciu głowy aż do nozdrzy,
I nic nie czują, kiedy spod wezgłowia
Złodzieje wykradają im dobytek.
Z legowisk wstają lwy i węże,
Ziemia jest ciemna, oniemiała,
Bo stwórca jej do snu nie kładzie.
Gdy zaś o rannej wstajesz porze
I światłość niesiesz nam, Atonie,
Wnet płoszy się wszelaka ciemność
Przed płomienistym twym obliczem.
Wtedy dwa kraje nasze pełne są radości,
Zrywają się na nogi rozbudzone;
Ludzie powstają z sennej niepamięci,
Myją swe ciała, odziewają szaty
I w uwielbieniu wznoszą ręce do twej tarczy,
A potem przystępują do swych dziennych zajęć.
Bydło wylega na pastwiska, drzewa i krzewy zakwitają,
Ptaki krzątaja się w błotnistych łozach
I głoszą chwałę twą trzepotem skrzydeł.
Barany podskakuja w pląsach.
wszystko , co uskrzydlone, wznosi się w powietrze,
Bo ty im życie dajesz swoim ciepłem.
Barki żeglują w dół i w górę rzeki,
Goścince zaludniają się, gdy wschodzisz,
Ryby pryskają z wody na twój widok,
A wielkie morze staje sie jasnością.

WIELKA KSIĘGA TAO

WIELKA KSIĘGA TAO
Lao-tsy
przekład
Jarosław Zawadzki

1.
Cokolwiek by o Nim nie mówić, istoty Tao nie da się opisać.
Można nadać Mu nazwę, ale to nie będzie właściwa nazwa.
Nicość to początek Nieba i Ziemi.
Byt zaś jest Matką wszystkiego stworzenia.
Poprzez Nicości można poznać jak subtelne jest Tao.
Dzięki Bytowi można ujrzeć Jego bezmiar.
Oba jednocześnie się wyłoniły,
a potem odrębne przyjęły nazwy.
Pozostały jednak równie tajemnicze.
Tajemnicze a jeszcze bardziej tajemnicze się stają.
Z nich się rodzi ogrom i subtelność.

14.
Nie da się Go zobaczyć, toteż nazywa się spokojnym;
nie da się Go usłyszeć, toteż nazywa się niknącym;
nie da się Go pochwycić, toteż nazywa się drobniutkim.
Tych trzech aspektów nie sposób zbadać dogłębnie,
wszystkie się mieszają w jedną całość.
W najwyższym punkcie nie jest jasne,
w najniższym nie jest mroczne.
Ciągnie się tajemniczo jak nić bezimienne
i wraca do Nicości.
Oto co nazywam bezpostaciową formą,
bezprzedmiotowym obrazem.
Nazywam Je nienamacalnym i nieokreślonym
Gdy się Je spotyka, nie widzi się Jego twarzy,
kiedy się za Nim idzie nie widzi się Jego pleców.
Kiedy pojmie się Tao przeszłości,
wiedza ta pozwoli zapanować nad tym, co dziś istnieje.
Znajomość pradawnego początku,
uważam za regułę Tao.

16.
Trzeba osiągnąć zupełną pustkę
i zachować niczym nie zmącony spokój;
ujrzymy wtedy jak powraca wszystko, co się narodziło.
Mnóstwo jest bytów,
a wszystkie powracają do swojego źródła.
Powrót do źródła nazywam uspokojeniem.
To właśnie nazywam powrotem do natury rzeczy.
Powrót do natury rzeczy zaś, to nieustanność zmian.
Poznanie tej nieustanności nazywam zrozumieniem.
Niewiedza o niej zaś sprawia,
że bezmyślnie powodujemy nieszczęścia.
Poznanie nieustanności zmian
prowadzi do ogarnięcia wszystkiego.
Ogarnięcie wszystkiego prowadzi do równości.
Równość prowadzi do powszechności.
Powszechność prowadzi do boskości.
Boskość to Tao, a Tao to trwałość.
Żadne wtedy za życia nie czyha niebezpieczeństwo.

Upaniszady

UPANISZADY
Przekład Stanisław Franciszek Michalski

Z KSIĘGI ÓSMEJ
ROZDZIAŁ 12

1. Maghawanie! Śmiertelne jest to ciało przez śmierć opanowane. Jest ono siedzibą bezcielesnego, nieśmiertelnego Atmana. Kto ciało posiada, bywa opanowany przez cierpienie i radość. Kto ciało posiada, nie może się obronić od cierpienia i radości. Radość i cierpienie nie plami jednak tego, kto jest bez ciała.

2. Wicher jest bez ciała. Chmura, błyskawica, piorun - również nie mają ciała. Jako one podnoszą się z tej przestrzeni, łączą się z najwyższym światłem i przez to zjawiają się w swym własnym kształcie,

3. podobnie ten zupełny spoczynek, podnosi się z tego ciała, łączy się z najwyższym światłem i zjawia się we własnym kształcie. Jest to najwyższy duch, który tam wędruje - jedząc, bawiąc się, rozkoszując, czy to kobietami, czy wozami, czy przyjaciółmi, nie pamiętając o swej reszcie - o tym ciele. Jako wół zaprzężony bywa do wozu, podobnie dech zaprzężony jest do tego ciała.

4. Kiedy oko kieruje się ku przestrzeni, w oku jest duch wówczas; oko służy tylko do patrzenia. Ten, który wie, iż chce wąchać - to Atman. Nos służy tylko do wąchania. Ten, który wie, iż chce mówić - to Atman. Głos służy tylko do mówienia. Ten, który wie, iż chce słyszeć - to Atman. Ucho służy tylko do słuchania.

5. Ten, który wie, iż chce myśleć - to Atman. Rozum to tylko jego boskie oko. Z pomocą tego boskiego oka, z pomocą rozumu, spogląda on na rozkosze i cieszy się z nich.

6. Jego czczą ci bogowie w świecie Brahmy jako Atmana. Dlatego osiągnęli oni wszystkie światy, wszystkie rozkosze. Osiągnie ten wszystkie światy, wszystkie rozkosze, kto Atmana tego znajdzie i rozpozna. - Tak rzeki Pradżapati, tak rzekł Pradżapati.

ROZDZIAŁ 13

1. Z ciemni wchodzę w jaskrawość, z jaskrawości w ciemnię. Jak koń, co, liniejąc, włosy swe odrzuca, tak ja odrzucam zło od siebie - oswobadzam się, jakby księżyc z paszczęki Rahu - odrzucam nieprzygotowane ciało i z przygotowanym Atmanem idę w świat Brahmana, idę w świat Brahmana.

Bhagawadgita

BHAGAWAD GITA
przekład Wandy Dynowskiej



Rozmowa Trzecia (Karma Yoga) Ardżuna Mówi:

1. Jeżeli uważasz, o Dżanardano, iż droga mądrości wyższą jest od działania, czemuż, o Keszawo, zalecasz mi tak straszliwy czyn?

2. Niejasne, dwuznaczne zdają się być Twe słowa, niepojęte dla mego rozumienia, powiedz mi więc wyraźnie, która z tych dróg doprowadzi mnie niechybnie do szczęśliwości duszy.

Błogosławiony rzecze Pan:

3. Jakom już był rzekł, dwie są dla duszy na tym świecie drogi, o Ardżuno bezgrzeszny, ścieżka poznania filozoficznego, wyznawców Sankhii i ścieżka Jogi czynu - Jogów*.

4. Nie można wznieść się ponad więzy działania przez samo powstrzymywanie się od czynów, ani też doskonałość osiągnąć przez samo wyrzeczenie.

5. Bowiem nikt nawet przez chwilę, w całkowitym bezczynie nie może trwać, każdy, chce czy nie chce, zniewolony jest do działania przez Guny* - energie właściwe Przyrodzie.

6. A kto trwa w bezruchu, w pełni władając organami działania, lecz nie przestając myśleć pożądliwie o przedmiotach zmysłów, ten, o Bharato, oszukuje siebie i słusznie nazwany być może obłudnikiem.

7. Lecz człowiek, który myślą nad zmysłami panując, bezosobiście i swobodnie organami działania* pełni Jogę czynu, jest zaiste godzien szacunku.

8. Pełń więc, Ardżuno, właściwy czyn*, bowiem czyn od bezczynu jest lepszy; bezczynem nawet ciała swego nie utrzymasz przy życiu.

9. Wszelkie działanie, które nie jest ofiarą, niewolą się staje; cały świat jest w jego więzach; więc od przywiązań wolny, synu Kunti, czyn każdy jako ofiarę pełń.

10. Gdy Pradżapati* - wszechświata Pan - w czasach pradawnych wszelkie żywe wyłonił z Siebie stworzenie, a wraz z nim ofiarę, wyrzekł był te słowa: "przez nią mnożyć się będziecie i wzrastać, niech będzie wam ona pragnień Spełnicielką;

11. "niech ofiara wasza pokarm i radość Świetlistym przynosi, a oni niech żywią was; służąc tak sobie wzajemnie*, najwyższe osiągnięcie dobro.

12. "Bowiem uczczeni żywiącą ofiarą, Świetliści wam ześlą waszych pragnień spełnienie". Lecz złodziejem zaprawdę jest ten, co plony ziemi pozywa, a dawcom ich - Świetlistym - nic w ofierze nie składa.

13. Człowiek sprawiedliwy, który po złożeniu ofiar poświęconą spożywa strawę*, uwolniony jest od grzechu; lecz ten, co lekceważy ofiarę i tylko dla siebie strawę gotuje, zaprawdę grzechem się żywi.

14. Twór wszelki pożywieniem utrzymuje życie; pożywienie dzięki deszczom się rodzi; deszcz sprowadzają ofiary; trud i praca na ofiary się składa*.

15. Wiedz, o Ardżuno, iż źródłem czynu wszelkiego jest Brahma*, a Brahmy praźródłem - Niezmienny. Oto dlaczego wszechprzenikający Brahman jest w każdej obecny ofierze.

16. I tak koło istnienia* nieustannym obraca się ruchem; człowiek, który tu na ziemi, w jego obrotach odmawia udziału, a sam lubuje się zmysłami, ten, o synu Prity, żywot grzeszny wiedzie i daremny.

17. Lecz ten, któremu Duch* jest radością jedyną, który w Duchu wszystko znajduje i nic poza Nim nie pragnie, ten zaprawdę od wszelkiego działanie jest wolny i nic już tu nie ma do spełnienia.

18. Nie dotyczy go żaden czyn tego świata i żaden bezczyn, cel jego ponad wszystko stworzenie wybiega, od żadnej nie uzależnia się istoty.

19. Więc działaj, Ardżuno, nieustannie a bezosobiście, pełniąc czyn, który spełniony być musi; przez działanie wolne od pragnienia plonów, człowiek Najwyższego dosięga*.

20. Dżanaka* i wielu innych przez czyn zdobyło doskonałość. Gwoli powszechnego dobra* działać ci także przystoi;

21. albowiem czyny ludzi wielkich są wzorem dla innych, ich przykład świeci ludowi.

22. Zważ, o Parto, iż w trzech światach* ogromnych nie masz nic co bym pełnić miał, nic co bym osiągnąć mógł, a jednak działam niezmiennie wciąż.

23. A gdybym w tym działaniu nie trwał, czujnie i niezmordowanie, ludzie by wszędzie poszli za Moim przykładem, o Parto.

24. I światy zgasłyby wszystkie, gdybym ja nie działał; chaos i bezład sprowadziłbym na ziemię, Warn pomieszanie i zagładę ludzkości.

25. Jak z pożądaniem pracuje człowiek zwykły, tak beznamiętnie, o Bharato, i ku powszechnemu dobru, trudzić się winien rozumny.

26. Niech jednak nie mąci pojmowania nierozumnych, z namiętności pracujących ludzi, raczej sam działając w niewzruszonej ze Mną harmonii, niech mi trud każdy pociągającym stara się uczynić.

27. Wszelki czyn to jeno skutek wzajemnego na siebie działania Gun - energii Przyrody - a człowiek swoją osobowością złudzony, myśli: "ja to czynię, jam czynu sprawcą*".

28. Lecz ten, o potężnie zbrojny, kto zna istotę tych energii Przyrody, ich funkcje i działania, ten wie iż wszystko to jeno "wzajemny energii ruch*", i sam działając wolnym pozostaje.

29. Ludzie nierozumni, złudzeni tych energii grą, są z ich działaniem związani; lecz mędrzec, który prawdę zna, niechaj ich pojęć nie mąci.

30. Mnie oddając czyn każdy, myślą w najwyższym Wszechduchu skupiony, od pragnień wolny i od nadziei, osobowości i wewnętrznej gorączki wyzbyty, idź w bój, Ardżuno!

31. Ludzie szczerzy i pełni wiary, którzy bez zastrzeżeń ni wątpień żyją zawsze wedle tej mojej nauki, od więzów działania wyzwolą się również.

32. Lecz ci, którzy lekceważą Me słowa i w życiu ich nie stosują, ci zaślepieni ciemni i bezrozumni, wiedz iż zguba ich przeznaczeniem.

33. Nawet mędrzec działa zgodnie z przyrodzonymi cechami swej natury; wszystkie istoty za głosem swej natury idą*; na nic się więc nie zda przymus jej zadawać.

34. Upodobanie w przedmiotach pożądania, jak i ku nim wstręt*, to zmysłów naszych przyrodzona cecha; nie należy tym dwojgu niewolniczo ulegać, albowiem wrogiem i przeszkodą nam są.

35. Lepszą Dharma własna*, choćby najskromniejsza, niźli Dharma cudza najlepiej spełniana; gdy własną pełnimy Dharmę nawet śmierć jest dobra; Dharma cudza niebezpieczeństw jest pełna.

Ardżuna mówi:

36. Lecz powiedz mi, o Warsznejo, co pcha człowieka, jakby wbrew niemu samemu, do grzechu, jakby go doń zmuszała jakaś siła fatalna, wbrew jego woli własnej.

Błogosławiony rzecze Pan:

37. Żądza Ardżuno i gniew, z Radżasu - namiętności zrodzone; wiedz, iż jest to wróg nasz na ziemi największy, co wszystko kala i wszystko pożera.

38. Jak ogień dymem, a lustro jest kurzem przyćmione, jak płód macierzystego łona okryty otoczką, tak świat ten cały przez gniew* jest przyćmiony i żądzę.

39. Zaiste wszelką mądrość, o synu Kunti, przysłania ten mędrca wróg nieustanny - pożądanie, jak płomień nigdy nie syte.

40. Mówią iż zmysły, umysł i intelekt są jego mieszkaniem, poprzez nie przysłania ono mądrość i paczy widzenie człowieka.

41. więc najpierw zmysły opanuj, o najlepszy z Bharatów, a potem zniwecz tego twórcę grzechu, wroga wszelkiej mądrości i wiedzy.

42. Mówią, iż zmysły są silne, lecz myśl jest od zmysłów silniejsza, a od myśli Rozum rozpoznający; lecz i ponad Rozum wyższy jest - ON.

43. Więc poznawszy TO co ponad czysty Rozum jest wyższe, w Duchu skupiony, Duchem cała swą kieruj naturą, zniwecz, o mocno orężny, tego wroga, tak trudne do przezwyciężenia pożądanie.

Tak brzmi przesławnych Upaniszadów Bhagawad Gity, Pieśni Pana, wiedzy o Wiecznym, Jedynym, nauki Jogi, rozmowy Szri Kriszny z Ardżuną Część trzecia, zwana JOGĄ CZYNU.


Rozmowa Czternasta
Pan rzecze:

1. Znów wyłożę ci wzniosłą naukę, ze wszystkich nauk najlepszą*, którą poznawszy wielu mędrców osiągnęło tu doskonałość najwyższą.

2. Kto zagłębiając się w tę mądrość w Mą Istność wstępuje, ten na ziemię więcej nie wraca, nawet w nowy Stworzenia Dzień, ani też pokój jego zakłóca Noc - wszechświata zniszczenie*.

3. Pramateria przedwieczna* jest łonem Moim, Nasienie Życia w nią rzucam, stąd, o Bharato, wszechistnień poczęcie.

4. Z jakiegokolwiek łona żywe pochodzą istoty, wiedz o synu Kunti, iż Pramateria przedwieczna jest ich macierzystym łonem, a JA - Rodzicem.

5. Trzy są nieodłączne od Przyrody, przyrodzone jej cechy: Harmonia lub rytm, Ruchliwość iBezwład*; one to, o potężnie zbrojny, wiążą w ciele jego nieśmiertelnego Mieszkańca.

6. Z tych Harmonia, z natury swej nieskalana i świetlista jasnością i zdrowiem darzy, o Ardżuno bezgrzeszny, a wiąże duszę przywiązaniem do wiedzy i szczęścia rozkoszą.

7. Ruchliwość o Kauntejo, z natury swej namiętną żądzę życia rodzi i za przedmiotami pogoń gorączkową, a wiąże duszę niepowstrzymaną działania potrzebą.

8. Natomiast Bezwład, wiedz o Bharato, iż z ciemnoty się rodzi i wszystkie dusze najbardziej zaślepia; więzy niedbalstwa i ociężałej narzuca gnuśności.

9. Harmonia przywiązuje do radości i szczęścia; ruchliwość do nieustannego działania; Bezwład całunem ciężkim mądrość przysłaniając w więzach ospałej trzyma obojętności.

10. Raz, o Bharato, Harmonia przeważa nad Ruchliwością i Bezwładem biorąc górę; raz Ruchliwość gdy Harmonię i Bezwład pokona; to znów Bezwład, gdy Harmonię i Ruchliwość przytłoczy.

11. Gdy światło mądrości promieniuje od wewnątrz przez wszystkie zmysłów wyloty*, można być pewnym iż Harmonia wzrasta w człowieku.

12. Gdy chciwość, zachłanność, gorączkowa działalność i niepokój wzmagają się w jego naturze oznacza to, o najlepszy z Bharatów, iż w nim cecha Ruchliwości przeważa*.

13. A gdy ciemnota, zastój, obojętność i niedbalstwo, a także zaślepienie wzrastają - znaczy to, o radości Kaurawów, iż Bezwład bierze w nim górę.

14. Jeśli w chwili śmierci Harmonia w duszy przeważa, natenczas wznosi się ona w świetliste i nieskalane sfery mędrców, którzy prawa wszechświatów poznali.

15. Jeśli człowiek umiera gdy w nim Ruchliwość przeważa tedy ponownie się rodzi wśród tych, którzy są działaniem związani; a odchodząc w Bezwładu niewoli ponowne narodziny w łonach ciemnych i bezrozumnych znajduje*.

16. Powiadają iż skutek czynów prawych jest czysty i pełen Harmonii; cierpienie* jest zaprawdę namiętnego działania plonem, a zaślepienie - gnuśnego.

17. Z Harmonii rodzi się mądrość; z Ruchliwości - chciwość; a niedbalstwo, ciemnota i bierność z Bezwładu powstają.

18. Ludzie żyjący Harmonią wznoszą się wzwyż; namiętnie ruchliwi w średnich przebywają sferach*, zaś gnuśni i ociężali opadają w dół, ciężarem najniższych pociągnięci cech.

19. Gdy Świadek, ciała Mieszkaniec, przejrzy i pozna iż sprawcami wszystkich w świecie działań są energie Przyrody, gdy ujrzy ponad nimi TEGO, który jest Najwyższy i od wszelkich cech wolny, wówczas w Mą Istność wstępuje.

20. A gdy się wzniesie ponad energie Przyrody - z których wszystkie kształty powstały - natenczas wolny od narodzin i śmierci, starości, udręki, choroby, nieśmiertelność* zdobywa.

Ardżuna pyta:

21. Jak poznać człowieka, który się wzniósł ponad tych trzech Gun działania, o Panie? Jak poczyna on sobie i jak się od nich uniezależnia?

Błogosławiony Pan rzecze:

22. Ten, o Pandawo, który przed działaniem żadnej z trzech się nie wzdraga gdy go nawiedzą, ani za nimi nie tęskni gdy go opuszczą*;

23. kto trwa jako bezstronny świadek, niewzruszony przez tych energii grę, kto widząc ich w sobie działanie mówi: "to jeno energii Przyrody ruch" i spokojny jakby na uboczu stoi;

24. kto w radości jest równy i w cierpieniu, nieugięty w Sobie; kto grudkę ziemi, kamień i złoto w równej ma cenie, a kochanych i nie miłych tak samo traktuje; stały, mocny, niezmienny* wśród pochwał jak i potępień,

25. wśród czci i niesławy; dla przyjaciół i wrogów jednaki; kto wszelkich osobistych zaniechał przedsięwzięć i w ciszy wewnętrznej niewzruszony trwa, o tym rzec można iż wzniósł się ponad trzech energii działanie.

26. I ten, który jest Mnie wyłącznie oddany i służy Mi Jogą miłości i czci, wznosi się również ponad cechy wsze i staje się godzien w Brahmana pogrążyć.

27. Albowiem Jam jest zaiste Brahmana Przybytkiem i nieśmiertelności odwieczną Krynicą, pradawnego prawa i nieskończonej szczęśliwości źródłem.

Tak brzmi przesławnych Upaniszadów Bhagawad Gity - Pieśni Pana, wiedzy o Wiecznym, Jedynym, nauki Jogi, rozmowy Szri Kriszny z Ardżuną, Część Czternasta zwana: JOGĄ OSWOBODZENIA SIĘ OD TRZECH GUN.




Ashtavakra Gita

Ashtavakra Gita


Janaka powiedział:

Jak ktoś może zdobyć wiedzę?
Jak ktoś może osiągnąć wyzwolenie? I jak ktoś może
osiągnąć stałość? Proszę, powiedz mi o tym panie.

Ashtavakra powiedział:

Jeśli szukasz wyzwolenia, mój synu, unikaj przedmiotów
zmysłowych jak trucizny i kultywuj w sobie tolerancję, uczciwość,
współczucie, zadowolenie i prawdomówność jako antidotum.
Ty nie składasz się z żadnych elementów – ziemi, wody, ognia,
powietrza lub nawet eteru. Aby być wyzwolonym, poznaj siebie jako
zbudowanego ze świadomości, świadka tego wszystkiego.
Jeśli tylko pozostaniesz odpoczywając w świadomości,
widząc siebie jako oddzielonego od ciała, wtedy nawet teraz będziesz
szczęśliwy, w pokoju i wolny od ograniczeń.
Ty nie należysz do brahminów lub jakiejkolwiek innej kasty,
ty nie jesteś na żadnym etapie, ani nie jesteś niczym co
może zobaczyć oko. Ty jesteś nieprzywiązany i bez formy,
jesteś świadkiem wszystkiego – więc bądź szczęśliwy.
Posiadanie racji i nie posiadanie racji, przyjemność i ból
są czysto umysłowe i nie są twoim problemem. Ty nie
jesteś ani robiącym, ani tym, który zbiera konsekwencje,
ty jesteś zawsze wolny.
Ty jesteś jedynym świadkiem wszystkiego i jesteś zawsze
całkowicie wolny. Powodem twoich ograniczeń jest to,
że widzisz świadka jako coś innego niż to.
Od kiedy zostałeś ukąszony przez czarnego węża, posiadasz opinię
o sobie, że ”ja jestem tym, który to robi”, wypij antidotum wiary
w fakcie, że ”ja nie jestem tym, który to robi” i bądź szczęśliwy.
Wypal las ignorancji ogniem zrozumienia, że ”ja jestem jedną,
czystą świadomością” i bądź szczęśliwy i wolny od napięcia
To, w czym to wszystko się pojawia jest wyobrażane jako wąż
w linie; ta radość, najwyższa radość i świadomość jest tym, czym
jesteś, więc bądź szczęśliwy.
Jeśli ktoś myśli o sobie, że jest wolny, ten ktoś jest wolny i jeśli
ktoś myśli o sobie, że jest ograniczony, ktoś jest ograniczony.
Tutaj to powiedzenie jest prawdziwe: ”Myślenie to powoduje.”
Twoja prawdziwa natura jest tą perfekcyjną, wolną i bez działania
świadomością, przenikający-przez-wszystko świadek – nie przywiązany
do niczego, bez pragnienia i w pokoju. Tylko w iluzji wydajesz się
być zaangażowany w samsarę.
Medytuj nad sobą jako nieruchoma świadomość, wolna od
jakiegokolwiek dualizmu, poddając fałszywą koncepcję, że
jesteś tylko poboczną świadomością lub czymkolwiek
zewnętrznym lub wewnętrznym.
Przez długi czas byłeś uwięziony w pułapce identyfikacji z ciałem.
Przetnij ją nożem wiedzy, że ”ja jestem świadomością”
i bądź szczęśliwy, mój synu.
Ty naprawdę jesteś bez ograniczeń i poza działaniem,
już teraz samo-świetlisty i bez skazy. Powodem twojego
ograniczenia jest to, iż ciągle odwołujesz się do uspokojenia
umysłu.
Wszystko to jest naprawdę wypełnione tobą i zawiązane
w tobie, gdyż to, z czego się składasz to czysta świadomość
– więc, nie bądź małego umysłu.
Ty jesteś nieuwarunkowany i niezmienny, bez formy i nieruchomy,
jesteś niezbadaną świadomością, jesteś nienaruszalny: więc, nie
trzymaj się niczego innego tylko świadomości.
Rozpoznaj, że pojawiające się jest nierzeczywiste, podczas gdy
niezmanifestowane ciągle jest. Dzięki tej inicjacji do prawdy
unikniesz opadania na nowo do nierzeczywistości.
Tak samo jak lustro istnieje wszędzie zarówno wewnątrz jak
i gdziekolwiek i poza swoimi odbijanymi obrazami, tak Najwyższy
Pan istnieje wszędzie wewnątrz jak i poza tym ciałem.
Tak samo jak jedna i ta sama wszystko-zawierająca przestrzeń
istnieje wewnątrz dzbana jak i poza nim, tak wieczny, stały Bóg
istnieje w totalności rzeczy.

Janaka powiedział:

Zaiste, jestem bez skazy i w pokoju, jestem świadomością
poza zwykłą przyczynowością. Przez cały ten czas byłem
opanowany złudzeniem.
Jako że ja sam daję światło temu ciału, tak samo daję je światu.
W rezultacie, cały świat jest mój lub alternatywnie nic nie
jest moje.
Więc teraz, kiedy opuściłem ciało i wszystko inne,
dzięki szczęściu moje prawdziwe ja staje się widoczne.
Fale, piana i bąbelki nie różnią się od wody.
W taki sam sposób, wszystko to, co wydostaje się
z siebie, nie jest niczym innym niż sobą.
Kiedy to przeanalizujesz, tkanina okazuje się być
tylko nicią. Tak samo, kiedy to wszystko jest
przeanalizowane, okazuje się być niczym innym
niż sobą.
Cukier wyprodukowany z soku trzciny cukrowej
jest przesiąknięty tym samym smakiem. Podobnie,
wszystko to, pochodzące ze mnie, jest całkowicie
przesiąknięte mną.
Z ignorancji siebie, ukazuje się świat i poprzez
wiedzę o sobie on już się nie ukazuje. W ignorancji,
lina wydaje się być wężem i poprzez wiedzę o niej
już tak nie jest.
Świecenie jest esencją mojej natury i ja nie jestem
niczym innym niż to. Kiedy świat świeci, to tylko
ja, który świecę.
Wszystko to pojawia się we mnie wyobrażone przez
ignorancję, miraż wody na słońcu i srebro w matce perle.
Wszystko to, co we mnie ma początek, powraca do mnie,
jak dzbanek wraca do gliny, fala do wody i bransoleta
do złota.
Jaki ja jestem wspaniały! Chwała mi, dla którego
nie ma zniszczenia, pozostając nawet poza zniszczeniem
świata od Brahmy do najmniejszej kępki trawy.
Jaki ja jestem wspaniały! Chwała mi, jeden, pomimo że
z ciałem, nie idący i nie zmierzający nigdzie, ja, który
trwam wiecznie, wypełniając wszystko, co istnieje.
Jaki ja jestem wspaniały! Chwała mi! Nie ma nikogo
tak mądrego jak ja! Ja, który urodziłem wszystko,
co istnieje wiecznie, nie dotykając tego nawet moim
ciałem!
Jaki ja jestem wspaniały! Chwała mi! Ja, który niczego
nie posiadam lub alternatywnie posiadam wszystko,
do czego umysł i mowa może się odnieść.
Wiedza, to, co można poznać i wiedzący – w rzeczywistości
te trzy rzeczy nie istnieją. Ja jestem nieskazitelną rzeczywistością,
w której one się pojawiają ze względu na ignorancje.
Zaiste, dualizm jest korzeniem cierpienia. Nie ma dla tego innego
lekarstwa niż realizacja, że wszystko to, co widzimy nie jest
prawdziwe i że ja jestem jedną, nieskazitelną rzeczywistością,
zbudowaną ze świadomości.
Ja jestem czystą świadomością, choć poprzez
ignorancję wyobraziłem sobie, że mam inne cechy.
Poprzez ciągłą refleksję w ten sposób, moim miejscem
zamieszkania jest Niewyobrażone.
Dla mnie tutaj nie ma ani ograniczenia ani wyzwolenia.
Iluzja straciła swoje oparcie i zniknęła. Zaprawdę, wszystko
to istnieje we mnie, choć ostatecznie to nawet nie istnieje
we mnie.
Rozpoznanie, że wszystko to i również moje ciało jest niczym,
podczas gdy moje prawdziwe ja jest niczym innym
jak czystą świadomością, co pozostaje do przepracowania
dla wyobraźni teraz?
Ciało, niebo i piekło, więzienie i wyzwolenie i również
strach, wszystko to jest czystą wyobraźnią. Co pozostaje
do zrobienia dla mnie, którego samą naturą jest świadomość?
Ja nie widzę dualizmu nawet w tłumie ludzi,
więc co osiągnę, jeśli on zostanie zamieniony przez pustynię?
Ja nie jestem ciałem, ani ciało nie jest moje. Ja nie jestem
żyjącą istotą. Ja jestem świadomością. To moje pragnienie
życia było moim więzieniem.
Zaiste, to jest nieskończony ocean mnie, który
stymulowany kolorowymi falami świata pozwala
nagle powstać wszystkiemu w wietrze świadomości.
W nieskończonym oceanie mnie, wiatr myśli ustaje i
światowa łódka handlarzy żywych-istot jest zniszczona
brakiem dóbr.
Jak jest wspaniale, że w nieskończonym oceanie mnie,
fale żyjących istot powstają, zderzają się, grają ze sobą
i popadają w rozpacz, zgodnie z ich naturą.