poniedziałek, 14 września 2015

Jan van Helsing “Ręce precz od tej książki”


Jan van Helsing  “Ręce precz od tej książki”


Symeryjskie tabliczki z inskrypcjami
W 1840 roku sir Austen Henry Layard na zlecenie Muzeum Brytyjskiego przystąpił do pierwszych prac wykopaliskowych na terenie dawnej Mezopotamii – między Eufratem a Tygrysem. W kolejnych latach odkrywał on pod wysokimi wzgórzami (po hebrajsku – tel) starożytne miasta Sumerów. Archeologicznemu odkrywaniu „biblijnych” miast towarzyszyło odnajdywanie najdawniejszych, jak dotąd, świadectw pisanych, które pozostały po naszych przodkach: kilka tysięcy glinianych tabliczek i wiele walcowatych pieczęci.
Odkrycie ich wywołało sensację! Ale jeszcze dziś niejeden “specjalista” i niejeden teolog-naukowiec pomniejsza znaczenie tego, co odkryto – nie bez powodu!
Uzyskane informacje okazały się bardzo bogate – nagle zaistniała możliwość odtworzenia obrazu ówczesnego życia społecznego, a to dzięki umowom, kodeksom, rozporządzeniom dworskim, aktom ślubów, receptom lekarskim, pismom filozoficznym i teologicznym oraz przekazom dotyczącym historii. Szczególnie interesujące były jednak dzieje stworzenia, jak też – prawdopodobnie najstarsza na świecie – mapa nieba!
Jeśli chodzi o pisanie i czytanie, tak jak w innych znanych nam dziś kulturach, również we wczesnej cywilizacji sumeryjskiej były to umiejętności zastrzeżone dla nielicznej elity. Większość trwała w analfabetyzmie.
Sumerowie wyrabiali niewielkie gliniane kwadratowe tabliczki, które, po wyryciu na nich inskrypcji, wypalano w piecach. Uczeni z kolejnych stuleci udoskonalali pismo: proste piktogramy zastąpiono pismem klinowym. Sumeryjski sposób zapisu został odwzorowany w młodszym piśmie sylabicznym Akadyjczyków – związek ten jest ewidentny, łatwy do udowodnienia.
Nauka datuje początek kultury sumeryjskiej na 4000-3800 lat p.n.e. Wtedy to Sumerowie zasiedlili Mezopotamię, a więc ziemie między Eufratem a Tygrysem, co odpowiada dzisiejszemu terytorium Iraku. Liczni badacze utrzymują, że owa kultura pojawiła się na scenie dziejów świata nagle, bez jakichkolwiek – rozpoznawalnych i znajdujących naukowe potwierdzenie – wcześniejszych stadiów rozwoju. Sumerowie znali już kanalizację i systemy nawadniania, nowoczesną architekturę i technikę budowania, ożywiony handel zagraniczny, mieli rozwiniętą żeglugę i rolnictwo, podobnie jak nowoczesne szkolnictwo, dysponowali sprawną administracją, mieli farmaceutów i lekarzy.
Zaawansowana była zwłaszcza ich wiedza medyczna. Gliniane tabliczki oraz modele narządów wewnętrznych świadczą, że sumeryjskim lekarzom nieobce było leczenie. Medycyna dzieliła się na trzy dziedziny: bultitu (terapię), ssirpir bel imti (chirurgię) oraz urti masz masz sze (położnictwo i afirmację). Przedmioty znajdowane w grobach, jak i szkielety, świadczą o przeprowadzaniu przez sumeryjskich lekarz y operacji mózgu. Pacjent miał do wyboru lekarza stosującego wodę (a.zu) i lekarza stosującego olej (ia.). Stawianie diagnoz i terapię opierano na rozległej wiedzy z zakresu medycyny naturalnej.
Znaleziska świadczą ponadto o niemałej wiedzy Sumerów w dziedzinie matematyki oraz astronomii (astrologii).
Podstawę sumeryjskiej matematyki stanowił układ sześćdziesiętny z liczbą 60 jako bazową. Sumerowie podzielili złożony z 12 znaków (kręgów zwierzęcych) zodiak – z którego korzystamy również my – na trzydziestostopniowe części. Po dziś dzień znajdują zastosowanie sumeryjskie wyliczenia okręgu (360 stopni), godzin (2×12=24), dni, tygodni, miesięcy i roku kalendarzowego (365,24 dni). Grecki wyraz gaia (łac. gaeo), oznaczający: bogini urodzaju, wywodzi się z sumeryjskiego ki lub gi (wyraz, ziemia). Odpowiednim piktogramem jest pozioma owalna figura przecięta ośmioma liniami pionowymi. Ów derywat występuje w takich nazwach nauk jak “geo-metria”, “geo-logia” czy “geo-grafia”.
Wiele wskazuje na to, że Sumerowie dysponowali również sporą wiedzą o naszym Układzie Słonecznym. Słusznie twierdzą niektórzy uczeni, iż jedna z walcowatych pieczęci przedstawiała mapę nieba. Walcowate pieczęcie były wynalazkiem Sumerów, porównywalnym ze współczesną prasą drukarską. Owe niewielkie pieczęcie wyrabiano z kamieni półszlachetnych. Miały one długość 2,5-7,5 cm i szerokość dwóch palców. Na powierzchni walców ryto pewne motywy. Toczenie walców w miękkiej glinie dawało ciągły wzór – rodzaj starożytnego komiksu. Technikę tę stosowano we wszystkich późniejszych kulturach Mezopotamii – babilońskiej, asyryjskiej i akadyjskiej.
Walcowate pieczęcie przedstawiają sceny z życia codziennego, ale także sceny mitologiczne i wydarzenia dziejowe, które rozegrały się – według informacji podanych na pieczęciach – setki i tysiące lat przed wytworzeniem owych walców.
Sławna już na całym świecie “Mapa nieba VA/243” z berlińskiego Muzeum Pergamońskiego nie jest jedynym pisanym potwierdzeniem wiedzy astronomicznej Sumerów, choć niewątpliwie najbardziej interesującym. Znany nam dziś Układ Słoneczny został również przedstawiony na owej walcowatej pieczęci – w odpowiedniej skali – przez starożytnych astronomów.
“Mapa nieba VA/243” prezentuje nam, i to we właściwej kolejności: niewielką planetę Merkury, tej samej wielkości Wenus i Ziemię, Księżyc (jako satelitę Ziemi), Marsa oraz wyraźnie większe planety: Jowisza i Saturna, bliźniacze planety Uran i Neptun, i wreszcie planetę Pluton. W odróżnieniu od dzisiejszych przedstawień Układu Słonecznego, ta starożytna “mapa nieba” ukazuje dodatkową, nieznaną, planetę między Jowiszem a Marsem.

Na walcowatej pieczęci widać nasz Układ Słoneczny z dodatkową planetą. Dla porównania: znany nam Układ Słoneczny z jeszcze jedną, nieznaną nam, planetą.
Powyższa “mapa nieba” przekonuje o tym, że astronomowie sumeryjscy znali konfigurację wszystkich planet w Układzie Słonecznym. Zważywszy na nasz dzisiejszy stan wiedzy, oznaczałoby to, iż nasi przodkowie dysponowali wiedzą, która stała się naszym udziałem dopiero w ostatnich stu latach, albo raczej: znowu stała się naszym udziałem. Patrzymy dziś na starożytnych ludzi z góry, z pozycji tych, którzy wiedzą lepiej. Wciąż wmawia się nam, że ludy antyczne, że jeszcze dawniejsze kultury Egiptu i Mezopotamii były – w porównaniu z nami – zacofane i prymitywne, że owi ludzie byli też naiwni w swych wierzeniach, przynajmniej tych, które dotyczą wszechświata czy mają związek z religią. Prawda jest jednak taka, że pradawne ludy i cywilizacje dysponowały zdumiewającą wiedzą, większą od naszej współczesnej.
Choć dzisiejsi naukowcy, reprezentanci różnych dziedzin to negują (ale nie potrafią tego obalić!), wiedza starożytnych astronomów o budowie Układu Słonecznego jest faktem! A tymczasem dopiero skonstruowanie w 1671 roku teleskopu lustrzanego, czego dokonał fizyk Izaak Newton, umożliwiło nauce odkrycie kolejnych planet: Urana (1781, Friedrich Wilhelm Herschel), Neptuna (1846, Johann Gottfried Galie) i Plutona (1930, Clyde Tombough). Odtąd nasz Układ Słoneczny obejmował dziewięć planet, a prócz tego Słońce i Księżyc jako satelitę Ziemi, a więc jedenaście ciał niebieskich! O dziwo, na starożytnej “mapie nieba” widać planety: Uran, Neptun i Pluton, które nam udało się odkryć dopiero dzięki nowożytnej technice w ostatnich stuleciach.
Ale na tamtej starożytnej walcowatej pieczęci uwidoczniono jeszcze jedną, dwunastą planetę – pomiędzy sąsiadującym z Ziemią Marsem a Jowiszem. Dziś między tymi ostatnimi planetami jest rażąco duża luka, w której znajduje się ciąg asteroidów.
Co więcej, sumeryjskie tablice z inskrypcjami opowiadają taką oto historię Układu Słonecznego:
Najpierw dowiadujemy się o praukładzie słonecznym, złożonym z trzech planet (Słońce, Merkury i Tiamat). Powstanie kolejnych planet sprawiło, że Układ Słoneczny obejmował Słońce i dziewięć planet. Później zaś przeniknęła z zewnątrz do naszego Układu Słonecznego jeszcze jedna planeta (o babilońskiej nazwie Nibiru czy też Marduk). Za nią były planety: Neptun, Uran i Saturn. Jej pojawienie się spowodowało zmiany w grawitacji wszystkich planet (miała ona odwrotną trajektorię!), a w dalszej konsekwencji – potężne wybuchy i katastrofy, po których powstały nowe księżyce. Z czasem doszło do zderzenia Tiamata z jednym z księżyców Nibiru/Marduka. Druga i ostatnia kolizja nastąpiła, gdy intruz (Nibiru/Marduk) jeszcze raz okrążył Słońce. Jeden z księżyców Nibiru/Marduka spowodował oderwanie się górnej części Tiamata. Ta część została skierowana na nową orbitę i porwała za sobą księżyc o nazwie Kingu. Powstała z nich para: Ziemia i Księżyc.
Przeniknąwszy do naszego Układu Słonecznego Nibiru/Marduk mógł zderzyć się z planetą Tiamat (pierwotną Ziemią), ale do tego nie doszło. Nastąpiła jednak kolizja jednego z księżyców Nibiru z Tiamatem, przez co ta ostatnia planeta uległa częściowemu zniszczeniu. Ocalała reszta Tiamata zboczyła z wcześniejszej trajektorii, ale pociągnęła za sobą jeden z dwóch księżyców Nibiru i tak oto powstały – z nowym umiejscowieniem – nasza dzisiejsza Ziemia i nasz Księżyc.


Druga część zniszczonego Tiamata stanowi ciąg asteroidów, dziś znajdujący się między Marsem a Jowiszem.
Najważniejszym pisanym świadectwem z Mezopotamii jest wszakże epos Atrahasis, zachowany w dobrym stanie. Opowiada on o czasach sprzed potopu oraz o ziemskim rozwoju człowieka. Czytamy tu o istotach zwanych Anunnaki (ci, którzy zstąpili z niebios na Ziemię). Anunnaki około 450 000 ziemskich lat temu przybyli na Ziemię, bo potrzebowali pilnie złota na swojej macierzystej planecie Nibiru, która okrąża nasze Słońce raz na 3600 lat. Działo się to miliony lat po zniszczeniu Tiamata.

Ziemia wydała się zapewne owym Anunnaki szczególnie korzystnym miejscem, a to ze względu na jej zasoby (istnienie życiodajnej wody w atmosferze oraz trwała zielona roślinność), na ekosferę (z optymalną bliskością Słońca). Wybrali oni Ziemię!
Ale zobrazujmy sobie pokrótce ówczesny stan Matki Ziemi: przeżywała ona właśnie kulminację drugiej z wielkich epok lodowcowych (było to 430-480 tysięcy lat temu). Prawdopodobnie jedną trzecią ówczesnego lądu pokrywał lód. Deszcze należały do rzadkości. Poziom morza w wielkich epokach lodowcowych (pierwsza rozpoczęła się około 600 tysięcy lat temu) znajdował się – według szacunków – blisko 250 metrów niżej w porównaniu z poziomem dzisiejszym. Przyczyną takiego stanu rzeczy było zlodowacenie wielkich ilości wody na stałym lądzie. Tam, gdzie dziś są morza i wybrzeża, wówczas istniał suchy ląd.
Miejscami uznanymi przez pierwszych Anunnaki za nadające się do skolonizowania były dorzecza wielkich rzek, takich jak Nil, Eufrat, Tygrys.
Pierwsza grupa owych Anunnaki liczyła pięćdziesiąt osób. Wylądowali na Morzu Arabskim, skąd ruszyli w kierunku Mezopotamii, gdzie na skraju bagien powstała pierwsza na tej planecie osada (eridu = dom wzniesiony gdzieś daleko).
Nazwę eridu w podobnym brzmieniu odnajdujemy w innych językach; odpowiada jej na przykład starowysokoniemiecki wyraz erda (w obecnej niemczyźnie: Erde —- Ziemia), angielski earth, średnioangielski erthe, a gdy cofniemy się w czasie i przeniesiemy w inny region geograficzny, natrafimy na aramejskie wyrazy: artha, ereds, erd, oraz erc, jak też na hebrajską formę: erec.
Listy królów sumeryjskich podają siedziby i okresy panowania pierwszych dziesięciu władców Anunnaki – sprzed wielkiego potopu. Jednostką czasu jest szar (l szar = 3600 lat = l okrążenie naszego Słońca przez Nibiru). Według tekstów, od pierwszego lądowania do potopu upłynęło 120 szarów. W tym czasie planeta Nibiru okrążyła Słońce 120 razy – odpowiada to 432 tysiącom lat ziemskich. Sumeryjska lista królów stanowi chronologiczny wykaz władców, miast i wydarzeń. Imię pierwszego “boga” na Ziemi, który zaplanował pojawienie się pierwszej -— “boskiej” -— królewskiej dynastii dla Eridu oraz czterech pozostałych miast, jest niestety nieczytelne. Różne teksty wykazują jednak zgodność w tym punkcie i nazywają Enkiego “panem lądu”, w języku akadyjskim zwany jest EA (pan głębin). Nosił on przydomek Nudimmud (ten, który potrafi coś stworzyć). Był to mędrzec, propagator kultury, znakomity przyrodnik, nauczyciel oraz inżynier. Ro dzicami Enkiego byli: Anu (An), władca Nibiru i bogini Numma.
Jako pierwsze miejsce zamieszkania wykazał on obszar przylegający do bagien i zapowiedział: Tutaj osiądziemy. Teren, który Enki objął we władanie, stał się siedzibą monarchy i głównym miejscem kultu. Wieloletnie wydobywanie złota w bardzo trudnych warunkach – na obszarze Abzu (nisko położonego obozowiska) – sprawiło, że narastało niezadowolenie ludu Anunnaki. Gdy do obozu przybył Enlil, brat Enkiego, wybuchło powstanie. Robotnicy nie chcieli dłużej pracować… Między innymi dlatego, że w okresie pracy na Ziemi byli narażeni na ziemską grawitację, a tym samym na starzenie się.
Doszło do narady “bogów”, na którą przybył także wielki władca Nibiru, Anu, i stanął po stronie społeczności Anunnaki. Ale oto Enki znalazł rozwiązanie: trzeba stworzyć prymitywnego robotnika, lulu. Lud Anunnaki przystał na to.
Z sumeryjskich zapisów wynika jednoznacznie, iż pierwszy człowiek został stworzony sztucznie, i to w jednym tylko celu: czekała go praca na rzecz “bogów”. Miał być ich niewolnikiem i właśnie dlatego nazwany został przez Sumerów lulu amelu (co oznacza: prymitywny robotnik).

Kiedy mogło się to dziać?
Sumeryjskie tabliczki z inskrypcjami informują: bez mała 144 tysiące lat (czyli czterdzieści szarów) po lądowaniu, które odbyło się około 450 tysięcy lat wcześniej, wybuchło powstanie ludu Anunnaki. Oznaczałoby to, że Homo sapiens, nasz przodek, został stworzony około 300 tysięcy lat temu.
Jak wtedy przedstawiała się Ziemia? Znajdujemy się w epoce przedatlantydzkiej. Czy Lemuria już upadła? Niewykluczone. Dokładnie tego nie wiadomo. Z pewnością jednak jest teraz epoka lodowcowa. Dawne przekazy tybetańskie informują, iż w tej epoce cywilizacje wysoko rozwinięte wycofały się do wnętrza Ziemi (dzięki systemom tuneli itd.), pozostałe zaś – te, które przetrwały katastrofę Lemurii – najprawdopodobniej uległy degeneracji. Czyżby istotami zdegenerowanymi byli, znani nam skądinąd, neandertalczycy?


Narodziny “pierwszego” człowieka, przedstawione na asyryjskim walcowatym obrazie
Gdy lud Anunnaki znalazł się w epoce lodowcowej na Ziemi, w okolicy, w której nastąpiło lądowanie, natknął się zapewne na ów zdegenerowany typ istoty ludzkiej. Ale przedstawiciele nauk przyrodniczych po dziś dzień nie potrafią sobie tego wytłumaczyć, zwłaszcza że wykształcenie się gatunku Homo sapiens, czyli człowieka, z naczelnych dokonało się w bardzo krótkim czasie. Brak wyjaśnienia owego przejścia od jednej fazy rozwoju ewolucyjnego do drugiej specjaliści określają jako missing link -— brakujące ogniwo.
Wiele jest zresztą faktów, które nie są łatwe do przyjęcia dla darwinistów, usiłujących dowieść słuszności teorii ewolucji. Według Darwina, gatunki powstawały dzięki naturalnej selekcji – w walce o przetrwanie wygrywa najsilniejszy. Toteż darwiniści nie wyolbrzymiają problemu brakującego ogniwa. Lekceważą oni na przykład istnienie czaszek długich i “wieżowych”, traktując je jako zdeformowane przez wiązane na głowie deski. Nie potrafią jednak wyjaśnić, jak mogła powstać potrójna masa głowy. Nie potwierdza też ich poglądów istnienie olbrzymów, których odnalezione szkielety mają co najmniej cztery metry długości. Czyż teorię Darwina daje się zastosować do tych istot? Chyba nic tu się nie wiąże w całość.
Teksty Sumerów opowiadają tylko o obszarze Mezopotamii, tak więc nie dowiadujemy się z nich niczego o Ameryce Południowej, Himalajach czy Chinach. Wszakże istnieją azteckie przekazy, które są znacznie starsze niż teksty Sumerów, i z owych przekazów czerpiemy informacje o upadku jeszcze dawniejszych cywilizacji, po którym następowała degeneracja tych, które ocalały, wywołana przez zewnętrzne okoliczności (epokę lodowcową). Stąd też Tybetańczycy przywiązują tak wielką wagę do swojego zasobu genów, przechowywanego w jaskiniach samadhi .
Powróćmy jednak do kraju Sumerów i do ludu Anunnaki. Szukali oni rozwiązania pewnego problemu, jaki stwarzali członkowie społeczności. Rozwiązaniem okazał się prymitywny mieszkaniec tej właśnie okolicy. O jego losach tabliczki Sumerów informują dokładnie. Odnajdujemy zarazem ogniwo pośrednie w łańcuchu ewolucyjnym: pomiędzy gatunkiem Homo erectus a Homo sapiens.
Z tabliczek można się dowiedzieć, że pierwszy człowiek – robotnik (Adam) został stworzony sztucznie przez bogów ludu Anunnaki. Doszło więc do manipulacji, której następstwem było ogromne przyspieszenie rozwoju tego typu istoty ludzkiej.
Według dawnych tekstów, twórczy pomysł pochodził od Enkiego (Ea), a zrodził się on, gdy Enki dowiedział się, że podjęto decyzję o ukształtowaniu postaci zwanej Adamo. Prymitywny człowiek, którego Anunnaki znaleźli w swojej okolicy, wydał się im odpowiednim materiałem na nowego niewolnika.
Stworzenie nowego niewolnika nie udało się od razu, eksperymentowano więc. Wczytując się w kolejne starożytne przekazy, dowiadujemy się, że Anunnaki potrzebowali wiele czasu na znalezienie właściwego “obrazu”, czyli odpowiedniej mieszanki genetycznej. Od ich własnych początków do pojawienia się pierwszego “Adama” minął długi czas.
Nie zapominajmy zresztą o tym, że i w naszej hipernowoczesności naukowcom, którzy zainteresowali się manipulacjami genetycznymi i klonowaniem, przychodzi podejmować wiele, bardzo wiele prób, zanim uzyskają “doskonały” wynik – mając tę świadomość, dopatrzymy się sensu w starożytnych przekazach. Bogowie ludu Anunnaki mieli pewno takie same trudności, jak my, którzy żyjemy dzisiaj. Oni też potrzebowali sporo czasu na próby, które pozwoliłyby uzyskać “doskonały” efekt.
Przypomnijmy sobie szkolne lekcje biologii: sformułowane przez Grzegorza Mendla prawo dziedziczności usiłuje się potwierdzać krzyżowaniem różnych odmian much. Naukowe udowodnienie czystej dziedziczności wymaga wielu krzyżówek. Tak samo zapewne musieli sobie – kilkaset tysięcy lat temu – radzić Anunnaki, tyle że my, którzy uczymy się biologii, znamy już wyniki uzyskane przez Mendla i właściwie dysponujemy pewnymi wskazówkami.
xxx

Czarny obelisk ku czci asyryjskiego króla Salamasara: na smyczy prowadzone są zwierzęta człekokształtne
Nie ma innego wytłumaczenia tego, iż nie tylko dawne przekazy z Mezopotamii obszernie informują o próbach, krzyżówkach i mieszańcach. Informacje babilońskie i sumeryjskie znalazły potwierdzenie w wielu innych kulturach i przekazach. Musimy założyć, że “bogowie” podejmowali różne próby i eksperymenty, zanim ustalili właściwą “mieszankę” i właściwą metodę tworzenia pierwszych “Adamów”.
Czyżby odkryta w Japonii amfibia była na to dowodem? Czy raczej był to odrębny gatunek?
Mimo klarownych opisów, które pojawiają się w przekazach sumeryjskich i w innych kulturach świata, nie potrafimy dziś dokładnie określić, ilu lat czy dziesięcioleci prób było potrzeba; co gorsza, brak nam odpowiednich artefaktów.

Kim był ów Enki – twórca gatunku Homo sapiens ?
Enki był ponoć synem króla owych istot pozaziemskich. Tytuł „EN.KI” oznacza: Pan (Władca) Ziemi. Według tekstów sumeryjskich, tytuł Enkiego niezupełnie odpowiadał rzeczywistości, albowiem w wyniku rywalizacji i intryg – władcy tamtych pozaziemskich cywilizacji byli w nie, jak się zdaje, uwikłani – spore obszary planety wyszły spod jego panowania i znalazły się pod władzą ENLILA, jego przyrodniego brata.
Enkiemu przypisuje się nie tylko stworzenie człowieka, ale i wiele innych dokonań. Ponoć osuszył on bagna nad Zatoką Perską, zastąpiwszy je urodzajną ziemią uprawną, budował też tamy i okręty, i był wybitnym uczonym.
Dla nas szczególnie ważne jest to, że Enki dobrze odniósł się do swego dzieła. Teksty mezopotamskie przedstawiają Enkiego jako tego, który w rodzie istot pozaziemskich stawał w obronie nowego ziemskiego ludu. Protestował on przeciwko wielu okrucieństwom, jakie spotykały ludzi ze strony innych istot pozaziemskich, między innymi za sprawą jego przyrodniego brata Eniiia. Z tabliczek wynika, że Enki nie chciał zniewolenia człowieka, ale został w tej kwestii przegłosowany. Ludzie , traktowani przez swych panów po prostu jak zwierzęta juczne, byli narażeni na przejawy okrucieństwa. Ponadto w inskrypcjach mowa jest o głodzie, chorobach i czymś, co dziś określamy jako wojnę biologiczną. Gdy owo ludobójstwo nie spowodowało jednak wystarczającego spadku liczebności ludzi, postanowiono ich zgładzić poprzez potop, także w nadziei na to, że będzie można się pozbyć istot “niecałkiem udanych” – mieszańców, mutantów i zwierzoludzi.
Dziś wielu archeologów potwierdza, że przed tysiącami lat na Bliskim Wschodzie nastąpił potop, o którym czytamy zresztą nie tylko w źródłach już tu wspomnianych, ale i w mitach Indian północnoamerykańskich.
Według tekstów sumeryjskich, Enki opowiedział pewnemu Mezopotamczykowi imieniem Utnapisztim o planie, jaki uknuli jego pozaziemscy pobratymcy, i poradził mu zbudować okręt, aby z pewną ilością złota, z rodziną, trzodą, kilkoma rzemieślnikami oraz dziką zwierzyną wypłynął na morze.
Podobnie jak wiele innych opowieści starotestamentowych, historia Noego ma swoje źródło w dawniejszych tekstach mezopotamskich. Żydzi zmieniali tylko imiona, a z licznych “bogów” powstał “jedyny Bóg” wyznawców judaizmu.
Wśród zwierząt czczonych przez człowieka żadne nie miało tak wielkiej wymowy symbolicznej i takiej rangi, jak wąż, a to dlatego, że był on znakiem pewnej grupy, która wywarła niemały wpływ na wczesne kultury obu półkul. Grupę tę stanowiło bractwo uczonych pragnących upowszechniać wiedzę i sprzyjać osiąganiu przez ludzi duchowej wolności – “Bractwo Węża”. Walczyło ono ze zniewoleniem istot rozumnych i usiłowało wyzwolić ludzkość spod jarzma pozaziemskiego. (Starotestamentowe określenie węża brzmi: nahasz, a wywodzi się ono ze źródłosłowu NHSH i oznacza tyle, co rozszyfrowywać, wykrywać). Założycielem “Bractwa Węża” był buntowniczy z natury, ale i twórczy książę Enki. W tekstach czytamy, że Enki i jego ojciec Anu mieli rozległą wiedzę w zakresie etyki i wiedzę duchową, która znalazła odzwierciedlenie w biblijnej opowieści o Adamie i Ewie. Enki został uznany winnym w tym sensie, że dał człowiekowi wiedzę o pochodzeniu rodu ludzkiego, o jego stwórcach (istotach pozaziemskich) i jego wolności, a zarazem pomógł człowiekowi osiągnąć wolność ducha. W ogrodzie E.DIN, który dla społeczności Anunnaki był sadem i w którym pracowali także niewolnicy z gatunku Homo sapiens, obowiązywał zakaz zjadania owoców z pewnej jabłoni – z drzewa wolności.
Dlaczego było to zakazane? Jakież to niebezpieczeństwo kryło się w jabłku?
Wczytajmy się w krótki fragment Starego Testamentu, aby sprawdzić, co na ten temat mówi Biblia. W Księdze Rodzaju znajdujemy ten oto passus: A wąż byt bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty: “Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?” Niewiasta odpowiedziała wężowi: “Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli”. Wtedy rzeki wąż do niewiasty: “Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło”. (Rdz. 3,1-5)
Każdemu, kto uważa Stary Testament za ważny dla siebie, już choćby ten fragment powinien dać do myślenia: otóż jego “Bóg” kłamie! Adam i Ewa nie umarli…
Ów “Bóg” nie był wszakże Bogiem – stwórcą wszechrzeczy, lecz postacią tożsamą z Anu, ojcem Enkiego i Enilia, kimś, kto znał szczególne właściwości tamtego jabłka – w istocie owocu granatu!
Czym się ten owoc wyróżnia?
Wyjaśnia nam to Morpheus, który w swojej bestsellerowej książce Matrix-Code interpretuje dotyczący nas program stworzenia z pozycji naukowych:
Pestki owocu granatu oraz kora na korzeniach tego drzewa zawierają pewną szczególną substancje odurzającą – DMT . Zażywając jej, popada się w stan swoistej iluminacji. Dotyczy to również noworodków, które przychodzą na świat z mózgami pełnymi DMT, dzięki czemu mają bezpośredni kontakt z hiperprzestrzenią. Właśnie DMT, występuje w pestkach owoców granatu. W czasach Adama i Ewy trzeba więc było uniemożliwić zażywanie tej substancji. Dlatego też nastąpiła najbardziej brzemienna w skutki interwencja w dziejach ludzkości: wygnanie z raju!
Spożywanie tego owocu i – w efekcie – “poznanie” dobra i zła miały ogromne znaczenie, bo dawały ludziom możliwość rozmnażania się – dzięki osiągnięciu statusu istot świadomych. Wcześniej ludzie byli tylko hybrydami, powstałymi z krzyżowania dwóch odmiennych ras i, jak wszystkie hybrydy, istotami bezpłodnymi. Mezopotamista Zacharia Sitchin interpretuje sumeryjski tekst jako świadczący o uznaniu człowieka za mieszańca gatunków: Anunnaki i Homo erectus, za poprzednika gatunku Homo sapiens.
Społeczności Anunnaki ludzka chęć rozmnażania się nie była oczywiście na rękę, zależało bowiem owym istotom na zachowaniu kontroli nad swoim eksperymentem. Wiedza, jaką uzyskali ówcześni ludzie przez zjedzenie owocu, nie miała charakteru naukowego, sprowadzała się do poznania możliwości płodzenia, wydobycia się ze statusu bezpłodnych hybryd i stania się rasą istot zdolnych do posiadania potomstwa. Anunnaki byli tą ambicją bardzo rozgniewani i dlatego wypędzono ludzi z ogrodu E.DIN. Enki, który pomógł niewolnikom stać się nową rasą, namówił ich do spożycia owego owocu, ponoć wystąpił nie przeciwko Bogu, tak jak czytamy w Biblii, lecz przeciw okrutnym czynom pozaziemskich “bogów”, a także swego ojca, króla istot pozaziemskich.
Mimo dobrych chęci Enkiemu i “Bractwu Węża” zapewne nie powiodło się wyzwolenie człowieka. Tabliczki mezopotamskie mówią o tym, że “Wąż” (“Bractwo Węża”) w krótkim czasie uległ przewadze innych frakcji rządzącej elity istot pozaziemskich. Enki został wygnany na Ziemię i bezwzględnie oczerniony przez swoich wrogów, aby nigdy już nie mógł zyskać sobie zwolenników. Zmieniono jego tytuł: “Władcę Ziemi” zastąpił “Władca Ciemności” – Enki okazuje się upadłym “synem jutrzenki” (Iz. 14,12: jakże to spadłeś z niebios, /Jaśniejący, Synu Jutrzenki? /Jakże runąłeś na ziemie, i ty, który podbiłeś narody?) on właśnie, jako najpiękniejsza i najpotężniejsza istota w swoich czasach, jawi się jako ten, który niesie światło; był nosicielem światła dla Germanów, Grecy znali go pod imieniem Heliosa albo Fosforosa, jego łacińskie imię brzmiało: Luciferus. Został więc utożsamiony z diabłem! Przedstawiano go jako śmiertelnego wroga istoty najwyższej, w tym przypadku: jego ojca, dowódcy statku kosmicznego, ale mieszkańcom Ziemi wmawiano, że był wrogiem ich stwórcy (co zresztą niecałkiem mijało się z prawdą). Zapewniano ludzi, że całe zło świata pochodzi od niego i że pragnie on ich duchowego zniewolenia.
Taka interpretacja byłaby możliwa przy założeniu identyczności Enkiego i Lucyfera. Ale czy rzeczywiście są oni tożsami? I czy Lucyfer naprawdę jest bezinteresownym orędownikiem wolności? Bynajmniej nie jest bezpodstawnym twierdzenie, że na naszej plancie pojawiały się różne istoty z głębi wszechświata, by tutaj płodzić nowe istoty, po czym nas opuszczały. Mitologia grecka opowiada o bogach, którzy mieszkali na Olimpie, zwłaszcza zaś o Hermesie, posłańcu bogów, przemierzającym niebo swoim boskim wozem! Hawajska pieśń hula-hula opisuje lądowanie statku kosmicznego na wielkim wulkanie Maunakea na Big Island, mówi też o tym że najodważniejszy z wojowników wspiął się tam i posiadł kobietę, która wyszła mu naprzeciw, i tak powstała dzisiejsza rasa hawajska. Majowie oraz Indianie Hopi zapewniają o swoim pochodzeniu z Plejad. Mieszkali oni najpierw na kontynencie, który znajdował się pośrodku Atlantyku, ale zatonął, po czym żyli w miastach podwodnych, a z czasem osiedlili na kontynencie północno i południowoamerykańskim. Australijscy aborygeni opowiadają o tym, że i u nich dawno temu lądowały statki kosmiczne, których pasażerowie uczyli ich pewnych mądrości, a także pozostawili im bumerang.
Według naukowych danych dzieje ludzkości rozpoczęły się 3800 lat p.n.e. w państwie sumeryjskim. Wcześniej byliśmy jakoby zbiorowością obrośniętych dzikusów i barbarzyńców. Tyle, że nasuwają się tu pewne wątpliwości. Oto na przykład przyjęło się datowanie Sfinksa na 2500 rok p.n.e. i uznawanie faraona Chefrena za tego, który zainicjował jego budowę. Tymczasem R.A. Schwaller, matematyk i orientalista, jak też egiptolog John Anthony West jednoznacznie wykazali, że wzory erozyjne na powierzchni Sfinksa mogły powstać tylko w następstwie działania wody. Z ich badań wynikło, iż nie piasek i nie wiatr przyczyniły się do powstania wzorów erozyjnych, lecz spowodowała je woda płynąca na głębokości 70 m. Westowi udało się wyliczyć, że Sfinks musiałby przez co najmniej 1000 lat być narażony na ciągłe opady deszczu, ażeby mogły powstać takie ślady erozji. Geologia i archeologia mają więc w tej kwestii całkowicie rozbieżne poglądy. Sahara liczy sobie aż 7-9 tysięcy lat, a to oznacza, że Sfinks istnieje co najmniej 8-10 tysięcy lat. Nasz świat nauki utrzymuje wszakże, iż w owych czasach nie było na tamtym obszarze kultur wysoko rozwiniętych i na pewno nie takich, które potrafiłyby wznieść coś takiego jak Sfinks; zresztą nawet przy dzisiejszej technice niełatwo byłoby zbudować Sfinksa.


I dochodzimy do decydującego pytania:
Czy owi goście opuścili nas na zawsze, czy raczej powrócą? A może niektórzy z nich w ogóle nie opuszczali Ziemi? Czyżby władcy tego świata uzgodnili, że nadal mogą – jak dawniej – eksploatować różne surowce?
Sugeruje to następująca sytuacja: w lutym 1998 roku spotkałem się na lotnisku we Frankfurcie z pewnym agentem południowoafrykańskiego wywiadu. Był to – właściwie jest – Bur, a więc człowiek o białym kolorze skóry, a nasze spotkanie miało na celu wymianę informacji politycznych. Później pokazałem mu jednak moją – jeszcze wtedy nieznaną mu – książkę Unternehmen Aldebaran (Projekt Aldebaran) i zdjęcia niemieckiej “cudownej broni” – latających tarcz. Wśród obiektów latających, które wówczas powstawały jako prototypy w Peenemunde, w augsburskich zakładach Messerschmitta, w Neu-Brandenburgu, we Wrocławiu oraz w Wiener Neustadt, znajdował się także obiekt w kształcie cygara. Na widok tego zdjęcia bardzo chłodny w zachowaniu mężczyzna przeraził się i zdenerwował. Po chwili stwierdził, że musi mi opowiedzieć pewną historię, którą nie podzielił się jeszcze z nikim:
Dorastał on w zamożnej rodzinie na olbrzymiej farmie i pewnego dnia spacerował tam ze swą nianią, otyłą Murzynką, aż tu nagle dostrzegli na niebie jakiś obiekt, który coraz bardziej zbliżał się do nich. To, co w pierwszej chwili uznali za samolot, okazało się ogromnym cygarem, i to srebrzyście lśniącym. Ów obiekt przybliżał się, po czym w pewnej odległości od nich – kilka metrów nad ziemią – przerwał lot, a wtedy otwarto drzwi, automatycznie wysunął się trap i jakiś mężczyzna wyszedł na zewnątrz. Niania wzięła nogi na pas, ale mój rozmówca stał jak wryty. Według jego opowieści, tamten mężczyzna miał na sobie kombinezon, ponadto rozpuszczone długie, jasne włosy i najbardziej niebieskie oczy, jakie zdarzyło mi się oglądać. Wydawało się, że mężczyzna ze statku kosmicznego znał chłopca, bo gestem polecił, żeby ten podszedł do niego. Ale w tym momencie chłopiec też uciekł.
Ów agent patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, po czym powiedział, że w swojej karierze agenta na usługach rządu RPA często spotykał ludzi w jakiś sposób współpracujących zapewne z tymi, którzy nosili oczywiście garnitury i krawaty i chodzili krótko ostrzyżeni. Nie wiedział jednak, czy rząd zdawał sobie sprawę, co to byli za ludzie.
Później – nabrawszy do mnie zaufania – ów agent opowiedział mi o innym epizodzie w jego życiu, który wiąże się raczej z tematem społeczności Anunnaki.
Otóż zna on farmera, który posiada tyle ziemi, że przez cały dzień musi objeżdżać gospodarstwo konno, jeżeli chce wszystkiego doglądnąć. W obrębie znajduje się także małe jezioro, którego osobliwością jest to, że co pewien czas gdzieś znikają jego wody. Później zaś jezioro wypełnia się ponownie. Sam właściciel farmy przypuszcza, że jest ono połączone z jakąś rzeką albo źródłem i że poziom wody z niewiadomych przyczyn co rusz opada.
Dojechawszy konno do – znowu pustego – jeziora, farmer zobaczył latający spodek. Mężczyzna był wprawdzie uzbrojony, ale postanowił wpierw poobserwować, co się wydarzy. Nikt się nie pojawił, mimo że upłynęło kilka godzin. Właściciel farmy nie był pewien, jak na to zareagować. Powrót do domu trwałby zbyt długo, telefony komórkowe jeszcze wtedy nie istniały i w pobliżu nie było też sąsiadów, których ów farmer mógłby zaalarmować. Postanowił więc spędzić noc właśnie tam. Następnego dnia z dziury w gruncie wychynęły jakieś człekokształtne istoty, ale kojarzące się raczej z gadami – jak opowiedział ów człowiek, ani nieprzyjemne, ani budzące lęk. Stwierdził, że tamte istoty niosły pojemniki z jakimś materiałem, wydobytym stamtąd surowcem, i ładowały je na spodek. Po załadowaniu większej liczby pojemników zamknął się za nimi właz i spodek odleciał.
O jaki materiał tu chodzi? Czy owe istoty przybywają na Ziemię tylko po to, żeby go zabierać? Można przypuszczać, że Anunnaki zjawili się na Ziemi dla złota i pozyskiwali je przez tysiące lat. Nie zależało im na zawładnięciu Ziemią, bo przecież za każdym razem powracali na swoją planetę! Nie oni są więc dla nas, ludzi, groźni. Zresztą póki przebywają na Ziemi, starzeją się, co było powodem buntu robotników Anunnaki.
Ale tymczasem Ziemia została zaludniona. Przyjmijmy, że państwo i ja należymy do społeczności Anunnaki. Stwierdzamy teraz, po dłuższej nieobecności na Ziemi, że to i owo się tutaj zmieniło. Zwłaszcza w ciągu ostatnich stu lat człowiek dokonał dużego postępu w technice i sam już podróżuje w kosmosie. Posiada bomby atomowe, radar i dysponuje innymi wynalazkami, które nie pozwalają nam po prostu wylądować tutaj, by wydobywać materiał, którego pilnie potrzebujemy. Co robić? Zawładnąć tą planetą? Nie warto. Na cóż nam ona? Tutaj zbyt szybko się starzejemy. Pozostaje więc tylko jedno wyjście -— zawrzeć układ z kimś, kto może nam pomóc w uzyskaniu tego, czego potrzebujemy, a potem znowu zniknąć. Prawdopodobnie będziemy musieli zaproponować coś od siebie – dojdzie do swoistej wymiany. Czy zaoferujemy jakąś technologię?
Chciałbym w tym miejscu opowiedzieć Wam jeszcze jedną niezwykłą historię, która, być może, udzieli pewnych odpowiedzi.
W trakcie kolejnej podróży po Stanach Zjednoczonych, w roku 1990, poznałem partnerkę jednego z najskuteczniejszych amerykańskich adwokatów, a gdy się z nią zaprzyjaźniłem, usłyszałem od niej pewnego dnia taką oto opowieść:
Jej partner – nazwijmy go Mark – już w wieku trzydziestu lat należał do najlepiej opłacanych adwokatów w Ameryce i reprezentował między innymi rodzinę XXX. Gdy po raz kolejny zawitał na ich ogromnej posiadłości w pobliżu Houston, gospodyni poprosiła, żeby trochę poczekał, bo właściciele są zajęci. Ponieważ lubili się z ową gospodynią, zaprosiła go do kuchni na filiżankę kawy.
Rozmowa adwokata z gospodynią trwała już jakiś czas, gdy zwrócił on uwagę na kilka stojących nieco na uboczu krzeseł o dziwacznym kształcie. Adwokat zapytał o nie, ale gospodyni w pierwszej chwili uchyliła się od odpowiedzi, potem jednak powiedziała mu w zaufaniu, co następuje: Proszę tego nikomu nie opowiadać… Otóż raz w miesiącu wszyscy pracownicy maja wolny weekend – prócz mnie, bo jestem tu już bardzo długo. Za każdym razem, w godzinach popołudniowych, ląduje na terenie posiadłości latający spodek. Taak, wtedy mamy problem, bo istoty, które wychodzą z tego statku kosmicznego, nie wyglądają jak ludzie, a raczej jak połączenie jaszczurki z człowiekiem, poza tym mają tylko trzy palce i ogony. Opuszczają oni statek kosmiczny z wieloma ogromnymi walizkami dla rodziny XXX, ale niczego nie zabierają. Te krzesła wykonano specjalnie dla tych istot, wgłębienia na końcach oparć są przeznaczone na ich trzy palce, a otwór z tyłu mieści ogon. Przypuszczam, że ci kosmici przywożą pieniądze – kiedyś widziałam otwartą walizkę.
Kobieta, która mi to opowiedziała, dodała, że jej partner przeżył taki szok, iż wkrótce zamknął swoją kancelarię adwokacką – w wieku 35 lat – i przeniósł się razem z nią na Karaiby. Zarobił już tyle, że nie musiał dłużej pracować. A tamta historia go wykończyła.
I co Wy na to, drodzy Czytelnicy? Same bzdury? Nie do wiary, science fiction?
Być może. Sam nie wiem, co o tym myśleć. Nie było mnie przy tym, rozmawiałem tylko z partnerką człowieka, który się z czymś takim zetknął. Owa historia nie wydaje mi się jednak mniej wiarygodna niż czyjaś opowieść o tym, że kilka tysięcy lat temu rozdzielił morze, by wraz ze swymi towarzyszami przejść na drugi brzeg.
Proponuję, żebyśmy na pewien czas porzucili ten temat i przyjrzeli się powtórnie czemuś, co zostało udokumentowane przez historyków – sumeryjskim tabliczkom z inskrypcjami. Otóż opowiadają one o społeczności Anunnaki, Księga Rodzaju zaś wspomina o synach Bożych, którzy upodobali sobie córy człowiecze. Moim zdaniem, wszystkie te dawne teksty relacjonują wydarzenia, które rozegrały się właśnie tak albo przynajmniej podobnie. Przedmiotów świadczących o interwencji podjętej przez jakąś obcą cywilizację jest pod dostatkiem.
Należałoby w tym miejscu wspomnieć również o wynikach badań, które przeprowadziła Rumunka Isabela lorga. W jej książce czytamy o tym, że w 1961 roku Nicolae Vlasa natknął się na tak zwane tablice z Tartarii, w pierwszym momencie uznane za pochodzące z kraju Sumerów. Gdy je później zbadano w Moskwie i dokonano ich datowania, okazało się, iż owe pokryte sumeryjskim pismem tablice są o dwa tysiące lat starsze niż te znad Eufratu i Tygrysu. Rosyjski historyk N. Zyrow doszedł zatem do wniosku, że Sumerowie żyli pierwotnie w Karpatach, skąd dopiero po kilku tysiącach lat wywędrowali na ziemie odpowiadające dzisiejszemu terytorium Iraku. Tak czy inaczej, tablice z Tartarii zawierają identyczne informacje o ludzie Anunnaki, przy czym Isabela lorga jest zdania, że Nibiru nie było ojczystą planetą owego ludu, a jedynie bazą wykorzystywaną do międzylądowań. Za ojczyznę ludu Anunnaki uważa ona układ słoneczny Aldebaran.
Jeżeli damy wiarę wszystkim owym tekstom – tak jak inni wierzą w to, co czytają w Biblii, w Koranie, w Wedach i gdzie indziej – wówczas przyjdzie uznać, że dawno temu jacyś obcy przybysze obdarzali Ziemię kulturą. Jedni przybywali z Syriusza, inni z planety Nibiru, jeszcze inni – pisałem o tym w książce Unternehmen Aldebaran (Projekt Aldebaran) – z noszącego tę właśnie nazwę układu słonecznego. I wolno nam chyba wyobrażać sobie, że dochodziło do sporów terytorialnych, które przeradzały się w wojny. Mam tu na myśli wojny między Elohim i Nafilim, zrelacjonowane w Starym Testamencie; zresztą na konflikty między bogami natrafiamy u Germanów, Greków, ludów indyjskich i innych.
Nikt chyba nie wie dokładnie, które z owych istot pozaziemskich są rzeczywiście życzliwie usposobione do człowieka. Istnieją relacje osób wtajemniczonych informujące o tym, że rząd amerykański przechowywał pojazdy kosmiczne istot pozaziemskich w podziemnych hangarach (Area 51), że niektóre z tych rozbitych pojazdów zostały przez owe istoty odtworzone i że również mieszkańcy innych planet badają kosmos. Podobne relacje dotyczą Trzeciej Rzeszy, przy czym w tym ostatnim przypadku zachowały się znakomite fotografie, potwierdzające budowę takich pojazdów. Ale technika się nad nami nie rozczula – wręcz przeciwnie. Nowe technologie oraz osiągnięcia naukowe aż nazbyt często są wykorzystywane do realizacji celów elity władzy, że wspomnimy o manipulacji genetycznej czy klonowaniu ludzi, a przykładów jest znacznie więcej.
Muszę teraz uwzględnić i taką możliwość, iż uznacie, że tego już za wiele, nadeszła pora spojrzenia prawdzie w oczy i dowiedzenia się, co zakulisowi władcy naszej planety od stuleci ukrywają i podają do wiadomości tylko członkom elitarnych lóż. Wszystko bowiem, co ludziom nieświadomym wydaje się zabawne, jest przez owe elity traktowane bardzo poważnie i staje się przedmiotem badań, i na tym polega istotna różnica między obiema grupami ludzi. Jeżeli elity stwierdzają, że taka czy inna opowieść nie ma żadnych realnych podstaw, to przynajmniej wiedzą, iż tak się sprawa przedstawia i mogą ją odłożyć adacta. Jeżeli jednak coś jest na rzeczy, to odpowiedni materiał zostaje skonfiskowany, oceniony i zapewne wykorzystany.
Większość ludzi naszej cywilizacji, tych, którzy uważają siebie za “światłych” – nie odczuwa jednak potrzeby osobistego wnikania w cokolwiek; owi “światli” ograniczają się do sceptycznych uśmiechów —- to jest przecież o wiele wygodniejsze! Informacje o rzeczywistym stanie rzeczy zaczerpnęliśmy z pewnego programu telewizyjnego. O wojnie w Iraku byliśmy wszak również rzetelnie informowani, czyż nie?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz